środa, 9 sierpnia 2023

Od Soreya CD Mikleo

 Nietrudno było zgadnąć, że zachwycony to ja za bardzo nie byłem. Kiedy ostatni raz się kochaliśmy? Miałem wrażenie, że to było wieki temu. Może to nie było te półtora roku, które tak właściwie było okropne, owszem, ale przeżyłem to całkiem nieźle. Chyba dlatego, że nie mogłem doczekać się na dziecko, albo raczej na dzieci, jak się później mi się wydawało. Byłem cały czas podekscytowany tym, co miało nadejść, no i jeszcze do tego dochodził szereg innych obowiązków: musiałem zająć się moim Mikim, opiekować się nim i pomagać mu dosłownie we wszystkim, czekały mnie zakupy, remonty, przygotowania... a kiedy miałem tyle do roboty, no to ten brak seksu nie był aż taki zły. Kiedy dzieci już przyszły na świat, znów troszkę bardziej zaczął mi doskwierać brak intymności i tego właściwego ciała mojego męża. Ta kara była chyba takim pierwszym porządnym spełnieniem moich potrzeb, no ale one znów się odezwały. Dzieci spały, więc to był idealny moment na chwilę dla nas... a przynajmniej tak mi się wydaje. 
Zawiedziony jego odmową odsunąłem się od niego, czując się paskudnie. Mówił mi przecież, że już w pracy czuje się dobrze. I że odzyskał ten rytm. Więc skoro odzyskał rytm i czuje się dobrze, to miałby czas i energię dla mnie. Tu na pewno chodzi o brak energii? A może jednak o coś innego...? Nie no, na pewno chodziło o brak energii. Tylko nie rozumiałem, czemu mi o tym wcześniej nie mówił. Prosiłem go, by mnie informował, jeżeli będzie się czuł źle w pracy, dlaczego więc tego nie zrobił? Może jednak coś przede mną ukrywał?
Nie mając zbytniej ochoty na przebywanie w domu wstałem i skierowałem się do korytarza, gdzie chciałem założyć jakiś płaszcz i buty. Miałem świadomość, że tam na zewnątrz jest zimno, buro i nieprzyjemnie, no ale co miałem tutaj robić? Dom był wysprzątany perfekcyjnie, dzieci wybawione, najedzone i położone spać, zwierzaki nakarmione... miałem nadzieję na miłe chwile z Mikim, ale skoro Miki jest zmęczony, to naprzykrzać się mu nie zamierzałem. 
- Gdzie idziesz? – usłyszałem głos Mikleo, co mnie zaskoczyło. Trochę nie sądziłem, że Miki będzie na mnie zwracał uwagę, w końcu był zmęczony. A jak jest się zmęczonym, to idzie się spać. Przynajmniej ja bym poszedł spać. 
- Wezmę Lucky’ego na spacer. Zwierzaki nakarmione, dzieci śpią, nie ma niczego do roboty, więc spokojnie się możesz położyć – odpowiedziałem, chwytając za smycz i wyszedłem z domu. 
Na zewnątrz było bardziej zimno niż podejrzewałem, ale to mnie nie zraziło. Mamy dzieci, którymi trzeba się zająć i to one pochłaniają znaczną większość mojej uwagi, no ale zwierzakami też się w końcu trzeba zająć. A nasz Lucky ostatni raz na spacerze był... cóż, wtedy, kiedy chodziłem z dziećmi na spacery. Tylko były one dosyć krótkie, bo nie chciałem, by moje maleństwa zachorowały, nasz psiak nawet nie zdąży się wybiegać. Teraz w sumie też musiałem się spieszyć. Dzieci troszkę były wymęczone, i najedzone, więc powinny spać długo. Mimo tego i tak bałem się, że trochę wcześniej się obudzą i będą na głowie Mikleo, a nie taka była umowa. 
- Szybka przebieżka i wracamy – powiedziałem do uszczęśliwionego pieska, przypinając go do smyczy. Półgodzinna przebieżka powinna pomóc nie tylko jemu, ale i mnie w rozładowaniu tego napięcia, czy coś. Sam już nie wiem. 

<Owieczko? c:> 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz