Nie miałem w planach takiego leżenia, a już zwłaszcza spania. Kiedy ja tak właściwie zasnąłem? W jednej chwili jadłem obiad, i to bardzo dobry obiad, i do tego jeszcze tak cudownie gorący, a w drugiej już leżę tutaj, przykryty kocem. Tak być nie miało. Miałem się zająć dziećmi, spędzić z nimi miło czas, pobawić się, pomóc Mikleo w ogarnięciu domu... a co robiłem? Leżałem na kanapie, jakby gdyby nigdy nic. Tak być nie powinno, Nawet jeżeli czuję się źle, muszę się ogarnąć, zebrać w sobie i mu po prostu pomagać. Jestem jego mężem, moim obowiązkiem jest mu pomagać, nawet jak miałbym mu tu umierać. Chociaż, jakby się tak nad tym zastanowić, no to się trochę czuję tak, jakbym umierał. Odkąd wróciłem do domu, byłem lodowaty, bolały mnie mięśnie, miałem problem z poruszaniem się... tak, to nie wróżyło dobrze. Nie wiem, jak ja jutro stawię się w pracy. Nie ma żadnej możliwości, że się wykuruję do jutra. Niezależnie od tego, jak się będę tego następnego dnia czuł, w pracy się pojawię. Doczołgam się tam. I po zamku też się będę czołgać. Nie może być tak, że pierwszy trening i już coś mi jest, co o mnie tam będą mówić...?
- Ale i tak potrzebujesz mojej pomocy – bąknąłem, dalej próbując się podnieść. Nie może być tak, że moja Owieczka najsłodsza robi wszystko, a ja się tu wyleguję i nic nie robię. To jest bardzo niesprawiedliwy podział obowiązków.
- Ja już prawie skończyłem, będę mógł ci pomóc w przenoszeniu się do sypialni – zaproponował, czego tak nie do końca zrozumiałem. W jakim przenoszeniu? Po co mam się przenieść, skoro będę mu pomagał. To nie ma sensu, przynajmniej dla mnie.
- Ja się nigdzie nie wybieram, tylko ci pomagam – burknąłem, pusząc niezadowolony policzki. Czułem się paskudnie, tak jakbym myślał i odpowiadał ze strasznie dużym opóźnieniem. Naprawdę mi to tak dużo czasu zajmowało? Czy mi się już coś tam w głowie pierdzieli? Sam już nie wiem, jedyne, czego chcę, to żeby po prostu już czuć się lepiej. Jak spałem, to nie było źle. Znaczy, nawet nie wiedziałem, że śpię i tym samym nie wiedziałem, co się wokół mnie dzieje... Sorey, skup się, nie idziesz spać, masz pomóc Mikleo. I później zająć się dziećmi. I później... i później jeszcze coś porobić. Na pewno coś się znajdzie.
- W tym stanie nie możesz pomagać. Musisz się wygrzać, i to porządnie – ja swoje, Miki swoje, jak zawsze zresztą. Zazwyczaj mu odpuszczam, ale dzisiaj nie mogę tego zrobić. Muszę się jakoś ogarnąć i mu pomóc. Postanowiłem sobie, że mu pomogę, no i mu pomogę. – Przygotować ci coś ciepłego do picia? Kąpiel? Jeszcze troszkę rosołu?
- Chcę ci pomóc – burknąłem, próbując wstać. No i wstałem, ledwo, i nie wiem, jak to się stało, ale jakoś tak sekundę po tym straciłem władzę w nogach, no i upadłem, uderzając głową o kant stołu i rozwalając sobie skroń, tak jak to zrobił kiedyś Miki.
- Za taką pomoc to ja ci podziękuję – odparł niezadowolony, klękając przy mnie i lecząc moją ranę, po której zaraz nie było śladu. – Już, siadaj i mnie nie denerwuj – dodał, pomagając mi wstać i położyć na kanapie. Nie chciałem leżeć, nie miałem prawa leżeć, musiałem mu pomagać...
<Owieczko? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz