piątek, 25 sierpnia 2023

Od Soreya CD Mikleo

 Dzisiejszy dzień był przeokropny. Jeszcze wczoraj się strasznie cieszyłem na to, że będzie trening, no ale gdybym wiedział, że będzie taka beznadziejna pogoda, to bym się tak nie cieszył. I zdecydowanie bardziej wolałbym, bym miał spokojny dzień w zamku... dzisiaj padało nieprzerwalnie cały dzień, co strasznie na mnie wpływało i po ukończeniu treningu byłem padnięty. Gdyby tak nie padało, na pewno nie byłbym tak wykończony. Głupia pogoda. Jestem pewien, że jutro będzie piękne i cieplutkie słoneczko, no a ja będę w murach zamku... 
Wróciłem do domu w naprawdę paskudnym nastroju. Byłem zmęczony, zziębnięty i przemęczony, jedyne, czego w tym momencie chciałem, to zakopać się w pościeli, przy rozpalonym kominku, i nie wychodzić z łóżka przez najbliższy tydzień. Niestety, na to sobie pozwolić nie mogłem. W końcu to był mój drugi dzień w pracy, i trzeciego już miałbym nie przychodzić? To by o mnie nie najlepiej świadczyło, a przecież byłem aniołem, anioły są bardziej wytrzymałe od ludzi, powinienem więc świecić przykładem. 
Kiedy tylko przekroczyłem próg domu, od razu zdjąłem buty i skierowałem się na górę, by przebrać się w coś bardziej ciepłego i przede wszystkim suchego. Nie witałem się jeszcze z rodziną, bo jak najszybciej chciałem z siebie zdjąć przemoczone ubrania. To po pierwsze, a po drugie musiałem się ogarnąć. Nie chciałem, by Miki widział, że czuję się trochę gorzej, bo pewnie nie dość, że miałby wyrzuty sumienia, to jeszcze nalegałby, bym został jutro w domu. A zostać nie mogłem. Musiałem się ogarnąć i mieć nadzieję, że się nie rozchoruję... no ale było ze mną naprawdę paskudnie. W końcu byłem kilka godzin w deszczu, a nie tylko przez chwilę, jak miało to czasem miejsce. W tym momencie liczę tylko i wyłącznie na moją odporność, która jest lepsza, no ale nadal nie najlepsza. 
Wytarłem więc włosy, przebrałem się w cieplutkie rzeczy, rozwiesiłem te mokre... no ale ja absolutnie się lepiej nie poczułem. Dalej byłem zimny i rozdygotany, ale pomimo tego zebrałem się w sobie i z delikatnym uśmiechem zszedłem na dół. Musiałem odciągnąć od siebie jakiekolwiek podejrzenia. Miałem wyglądać w miarę dobrze, więc trzeba było jakoś opanować to drżenie ciała, które dawało od razu wszystkim znać, że ze mną coś jest nie tak. 
- Sorey, wróciłeś – usłyszałem zaskoczony głos Mikleo, kiedy wszedłem do kuchni się z nim przywitać. – Nie usłyszałem, kiedy wszedłeś do domu. 
- Chciałem się najpierw przebrać w suche rzeczy – wyjaśniłem z nieco wymuszonym uśmiechem nie chcąc, by zauważył, że jestem przemarznięty. 
- Bardzo zmokłeś? Mój Boże, jesteś strasznie zimny – zauważył, kiedy tylko mnie pocałował i wysuszył włosy jednym ruchem ręki. On to naprawdę jest kochany...
- Przesadzasz, zaraz będzie ze mną lepiej – odparłem, odsuwając się o niego, by nie musieć go martwić. Jakoś mi się uda ogarnąć. A jak nie... cóż, nie mam wyjścia, musi być ze mną lepiej. A jak będzie źle, no to i tak nie będę miał innego wyjścia, jak tylko następnego dnia iść do pracy. Na szczęście będę miał wartę w zamku, więc jakoś wytrwam. Oby tylko nie było żadnych dziwnych i niecodziennych sytuacji, bo sobie mogę nie dać rady. 

<Owieczko? c:>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz