Nawet podczas snu nie mogłem zostawić go samego, bo sobie krzywdę zrobi... oznacza to, że muszę pilnować go prawie cały czas. To będzie znacznie trudniejsze, niż podejrzewałem, by zająć się dziećmi i nim jednocześnie. Kiedy siedzi na dole, to jeszcze da się połączyć tę opiekę, no ale to zrobić, kiedy dzieci są na dole, a moja Owieczka na górze...? Chyba bardziej będę musiał się skupić na Mikim. Odwdzięczę się im za ten okres później. Tylko nie wiem, kiedy, bo jak Mikleo się polepszy, będę musiał szukać pracy. Chociaż, czy będę musiał, jest kwestią sporną... wszystko będzie zależało od tego, ile mamy pieniędzy i czy wystarczą nam one do następnej wypłaty. Ale nad tym będę myśleć, kiedy Miki nie będzie potrzebował mojej ciągłej opieki.
- Skroń sobie rozwaliłeś – powiedziałem cicho, zabierając się za leczenie go. I tak będę jeszcze musiał pójść po zwilżony ręcznik, by wytrzeć krew z jego twarzy, ale to zaraz. – Coś jeszcze cię boli? – dopytałem, kiedy po ranie na skroni nie było ani śladu.
- Biodro – bąknął, na co kiwnąłem głową. Pewnie się uderzył, jak spadł z łóżka... teraz tym nic nie zrobię, ale jak później pojawi się siniak, to postaram się go wyleczyć.
- Zajmę się tym później, dobrze? Chodź, położę cię na łóżku – zaproponowałem, pomagając mu wstać, a później ułożyłem go na materacu. – Zaraz do ciebie wrócę – powiedziałem, na chwilę znikając w łazience. Musiałem w końcu umyć jego twarz, bo zdążył się ubrudzić.
Tak jak obiecałem, jak zrobiłem. W łazience nie spędziłem za dużo czasu, tylko chwyciłem za ręcznik, zwilżyłem go i wróciłem do męża. Cierpliwie, nie narzekając na nic, wytarłem jego twarz dokładnie, by nie było na niej ani trochę krwi, a po tym odniosłem ręcznik i znów do niego wróciłem. Trochę się nalatam w jedną stronę i drugą, ale wszystko to robię dla męża. Też powinienem zastanowić się, co zrobić, by zapewnić Mikiemu spokojny sen poza tym, że będzie się do mnie przytulał. Ostatnio to nie podziałało, Miki obudził się z taką paniką, że aż spadł z łóżka. Teraz zbliżała się pora do spania, mogłem więc z nim spędzić resztę nocy, chociaż chciałem jeszcze dzieci położyć spać... Lailah na pewno sobie z nimi poradzi, w to nie wątpiłem, no ale to moje maleństwa, chciałbym się nimi trochę zająć. No nic, jeszcze nie raz będę mógł kłaść je spać, teraz skupić się na Mikleo muszę.
- Już jestem – powiedziałem cicho, siadając przy nim na brzegu łóżka. – Czegoś ci brakuje? Chciałbyś się napić, coś zjeść? A może pomogę ci się umyć? – dopytałem, chcąc mieć pewność, że mój mąż ma wszystko, co tylko chce. Jutro może go wezmę na spacer nad jezioro, jak będzie miał wystarczająco dużo siły...? I jak będzie chciał. I jak będzie wystarczająco chłodno. I wzięlibyśmy też oczywiście ze sobą dzieci, i Lailah też musiałaby z nami pójść, by pomóc nam je nosić... no nic, do jutra jeszcze daleka droga, więc bardziej jutro będę nad tym myślał.
- Nie chcę nic – przyznał, tępo patrząc się przed siebie, co mnie martwiło strasznie.
- A może ci poczytam trochę prze snem? Byłem dzisiaj na rynku i kupiłem kilka nowych pozycji dla ciebie, byś nie musiał czytać ciągle tego samego – zaproponowałem, chwytając jego dłoń i zaczynając ją głaskać. Tak bardzo chciałem mu pomóc, ale miałem wrażenie, że nieważne, co zrobię, to i tak robię to źle i mu nie pomagam.
<Owieczko? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz