niedziela, 27 sierpnia 2023

Od Mikleo CD Soreya

Spojrzałem na niego, cicho wzdychając uparciuch z niego, no ale skoro tego chce, niech idzie, tylko mam nadzieję, że nic się nie stanie, naprawdę nie chciałbym odczuwać jeszcze większego poczucia winy niż już i tak odczuwam, wciąż nie potrafię sobie wybaczyć tego, co się stało, gdybym tylko był bardziej asertywny, nic by się nie wydarzyło, on czułby się dobrze z dziećmi, a ja nadal bym pracował w szpitalu, a gdybym pracował w szpitalu, nie spotkałoby mnie to, co spotkało mnie u tego mężczyzny.
Wzdychając cicho, zdjąłem ręcznik z czoła męża, wstając z kanapy, aby pójść do łazienki na górze na moczyć ręcznik gorącą wodą wracając do męża, kładąc mu ręcznik na górze.
- Mogłeś iść do łazienki na dole, a nie specjalnie na górę - Powiedział, pociągając nosem, zerkając na mnie.
- Tak? A pamiętasz, że drzwi te są zamknięte od lat? - Przyznałem, unosząc brew ku górze, nie rozumiejąc, skąd to pytanie przecież dobrze wie, że łazienka na dole jest zamknięta i nikt jest, nie otworzy.
- Mógłbyś je otworzyć, przecież już do ciebie wróciłem - Powiedział, z czym nie mogłem się nie zgodzić. Wrócił, ale to nie oznacza, że mogę otworzyć te łazienkę
- Porozmawiamy o tym, jak wyzdrowiejesz dobrze? - Poprosiłem, całując go w policzek, wstając z kanapy, zerkając na naszą córeczkę, która wesoło bawiła się swoimi rączkami, świetnie się przy tym bawiąc.
Kręcąc z rozbawieniem głową, pogłaskałem ją po głowie, idą do kuchni, gdzie wyciągnąłem z szafki zioła, które zalałem gorącą wodą, przynosząc je mojemu mężowi do salonu.
- Wypij to, poczujesz się lepiej - Poprosiłem, podając mu do rąk kubek z gorącym napojem.
- A co to jest? - Zapytał, patrząc na to z podejrzeniem w swoim rubinowych oczach.
- Napój, pij, pomoże ci - Wyznałem, tylko czekając, aż się napije ziół, aby usłyszeć jego obrażony na mnie głos.
- Jak mogłeś - Burknął, gdy wypił zioła, krzywiąc się tak, jakby wypił jakąś truciznę, a to przecież tylko zioła.
- Ja? Nic nie zrobiłem, tylko podałem ci zioła, a to ty je wypiłeś - Powiedziałem, niewinnie się uśmiechając do męża, który był na mnie obrażony, nawet na mnie nie patrząc. No proszę, obraził się za moją pomoc, a powinien być mi wdzięczny za pomoc.
- No dobrze, to ty się na mnie obrażaj dalej, a ja położę spać dzieci. Idziemy spać prawda? Pożegnaj się z tatą Hana - Zwróciłem się do córeczki, która przytuliła się do tatusia, nim pozwoliła mi wziąć się na ręce, idąc z braciszkiem do swojego pokoiku, gdzie na dobranoc standardowo przeczytałem książeczkę, która szybko położyła ich do snu, dając mi w tej chwili czas, aby zająć się ich tatusiem..
- No to teraz ty chodź - Podszedłem do kanapy, pomagając mojemu słabemu mężowi wstać z kanapy, idąc powoli do naszej sypialni, mijając schodek po schodku, robiąc to bardzo powoli tak, aby Sorey przypadkiem się nie przewrócił, nie chcąc, aby przypadkiem zrobił sobie krzywdę.
- Jesteś pewien, że chcesz iść jutro do pracy? Nie wyglądasz najlepiej - Zauważyłem, patrząc na niego ze zmartwieniem.

<Pasterzyku? C:> 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz