Odruchowo zerknąłem na zegarek, zdając sobie sprawę z tego, jak późna była właśnie godzina a mój mąż, zamiast grzecznie sobie spać przy moim boku siedzi w kuchni i myje ją po nocach.
- Masz za dużo energii? - Zapytałem, opierając się o ścianę, nie spuszczając z niego wzroku przez cały ten czas.
- Trochę tak, nie za bardzo miałem się czym zmęczyć - Powiedział, patrząc na mnie, z niewinnym uśmiechem na swoich ustach.
Westchnąłem cicho, kręcąc z niedowierzaniem głową, ten to dopiero ma pomysły.
- W nocy to się śpi, a nie pracuje, chodź ze mną do łóżka, rano zrobimy to razem - Poprosiłem, podchodząc do niego, aby wyjąć mu z dłoni ścierkę, odkładając ją na bok. - No już chodź - Dodałem, trzymając jego dłoń, ruszyłem do sypialni, kładąc się z nim do łóżka, wtulając w jego ciało.
- Dobranoc - Szepnąłem, kładąc głowę na jego klatce piersiowej, mając nadzieję, że teraz już zaśnie, nie będąc szukać sobie kolejnego zajęcia.
- Dobranoc owieczko - Wyszeptał, zaczynając głaskać mnie po głowie, przyznam szczerze, było to bardzo przyjemne i chociaż usypiało, starałem się znów zasnąć, czekając aż on zrobi, to pierwszy, wszystko po to, aby w razie czego powstrzymać go przed wyjścia z łóżka.
Sorey grzecznie zasnął, nie kombinując już więcej tej nocy, czując z tego powodu ulgę, mogłem zasnąć wtulony w jego ciało, nie martwiąc się już niczym.
Dni mijały nam bardzo powoli i radośnie, mogliśmy w końcu spędzać czas wszyscy razem, a i informacja o tym, że Sorey dostał prace, była bardzo dobrą informacją. Może i nie będzie miał tyle czasu, ile ma, teraz jednak po pracy zawsze będzie miał okazję na spędzenie czasu z maluchami, nie musząc przejmować się już niczym innym, ja zajmę się domem, naszymi szkrabami, zwierzakami, a nawet ogródkiem, który mimo wszystko bardzo często nam się przydaje.
Sorey w końcu musiał rozpocząć pracę w straży, pozostawiając dzieci pod moją opieką i chociaż widziałem, że jest mu z tym bardzo ciężko, nie narzekał, robiąc to, co słuszne.
I tak pierwszego dnia mój mąż wstał do pracy wczesnym rankiem, cichutko jak myszka, wychodząc z domu, aby nie zbudzić dzieci ani mnie, chociaż jeśli chodziło o mnie, chwilę po jego wyjściu wstałem z łóżka, nie mogąc już spać, brakowało mi obok męża, przy którym mogłem czuć się dobrze.
Wstałem z łóżka, wychodząc z pokoju, idąc do salonu, aby przez okno móc obserwować męża, który już po chwili zniknął mi za drzewami.
Wzdychając cicho, rozejrzałem się po domu, dostrzegając moje zwierzaki, które widząc mnie, przesuwały miseczki, chcąc abym je nakarmił.
Nie mogąc ich tak zostawić, nakarmiłem zwierzaki, idąc po maluchy, które obudziły się, chcąc mojej uwagi.
Zabierając szkraby do salonu, dałem im zabawki, aby miały się czym bawić, gdy ja zabrałem się za przygotowywanie im śniadania..
Najedzone i szczęśliwe dzieci zabrałem do ogrodu, chcąc, aby się trochę zmęczyły, ogród to najlepsze co mogło nam się przytrafić, nie tylko dla zwierzaków, ale i dla dzieci które bawiły się równie dobrze, nie zwracając nawet uwagi na mnie samego, nasze maluchy do szczęścia potrzebując tylko siebie i czasem rodziców, który dadzą jeść lub przytulą, gdy będzie źle.
<Pasterzyku? C:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz