Nie chciałem się kłaść. Znaczy się, chciałem, byłem zmęczony, czułem, że dobrze byłoby usiąść na chwilkę, i to taką dłuższą chwilę... ale jeżeli to zrobię i przyznam się do tego, że zmęczyłem się tak błahymi rzeczami, jak spacer i noszenie dzieci, i to jeszcze z przerwą na odpoczynek... przecież to brzmi okropnie. Jakbym był słaby. A nie mogę być słaby, muszę być silny i bronić rodzinę przed niebezpieczeństwem. Jako, że niebezpieczeństwo im nie grozi, to może skupię się na tym, by zapewnić im środki do godnego życia, czyli muszę iść do pracy, oraz muszę dopilnować, by ten dom jakoś wyglądał. Mikleo nie może robić wszystkiego sam, tak się w związku nie robi, powinienem mu pomagać, a nie dokładać mu pracy.
- Chcę, żeby ci było lżej, a lżej ci będzie, kiedy zacznę ci pomagać – bąknąłem, uparcie trwając przy swoim zdaniu.
- Lżej mi będzie, kiedy będę wiedział, ze odpoczywasz i zbierasz siły – stwierdził, chwytając moją dłoń i zaczął ją uspokajająco gładzić.
- Nie, bo wtedy nadal będziesz musiał posprzątać dom. Więc dalej będziesz miał tyle samo pracy, i co za tym idzie, lżej ci nie będzie – wyjaśniłem, kończąc dopijać moją gorącą czekoladę. Jeżeli Bogowie piją jakiś napój, to musi być to to.
- Jeżeli się położysz, to nie będę się o ciebie martwił. I będzie mi lżej – on swoje, ja swoje, i jedno z nas ewidentnie musi odstąpić. Nie chcę, żebym to był ja.
- Co ze ślubem? Chcę, żebyś miał niesamowity ślub, o jakim tylko marzyłeś. I też chcę ci pomóc – bąknąłem, strasznie smutny z powodu tego, że mi tego zabrania. Rozumiem, jakbym chciał zrobić jakąś głupotę, bo to głupie, ale chcę mu pomóc, a to nie jest głupie, bo jak pomoc może być głupia?
- Pomożesz mi, ale jeszcze nie teraz... chodźmy się położyć – zaproponował, chwytając moja dłoń i ciągnąc do siebie. Chcąc nie chcąc, musiałem wstać i iść za nim, ale zbytnio nie byłem z tego powodu szczęśliwy. Miałem plan, i to wspaniały plan, no ale nie mogłem go wykonać, bo przecież Mikleo mi nie pozwala.
Mikleo zaprowadził nas do sypialni, gdzie kazał mi się położyć na łóżku, co uczyniłem, trochę naburmuszony. Moja Owieczka jednak absolutnie się tym nie przejmowała, tylko także położyła się obok mnie, wtulając się w moje ciało i jedną ze swoich dłoni kładąc na moim czole. A co on znów z tą dłonią wyjechał? Nie podobało mi się to, bo kiedy ostatnio mi tak zrobił, to zasnąłem. Teraz też coś tak dziwnie śpiący się robiłem... teraz mam sto procent pewności, że coś mi robi.
- Ale co ty teraz wyprawiasz? – spytałem zmęczonym głosem, starając się walczyć z tym, bym nie zasnął.
- Nic takiego. Tylko troszkę ci pomagam – powiedział spokojnie, opierając brodę o moją klatkę piersiową, by móc spojrzeć w moje oczy.
- Nie potrzebuję pomocy, nie chcę spać – wymamrotałem, już ledwo co utrzymując otwarte oczy.
- Chcesz, tylko nie chcesz się do tego przyznać. A po tym poczujesz się lepiej – obiecał, a zmęczenie nasiliło się i nim się zorientowałem, zamknąłem oczy. – Dobranoc, Kaczuszko – te dwa słowa były ostatnim, co usłyszałem, nim zapadłem w sen.
<Owieczko? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz