A on znów swoje ja mówię jedno, on mówi drugie, a i tak nic z tego nie wynika, uparty jak osioł no i co ja z nim ma? Widać po nim, że jest z męczony. Widać, że ma już dość po spacerze a mimo to uparcie twierdzi, że tak nie jest. Czemu? Nie wiem, naprawdę tego nie pojmuję.
- Ja w porównaniu do ciebie jestem wypoczęty, czuje się dobrze i nie muszę odpoczywać, ale ty mój drogi wypijesz gorącą czekoladę i idziesz się położyć - Powiedziałem, nie mając zamiaru słuchać jego tłumaczeń, już dziś wystarczająco się napracował, niech odpocznie, a gdy tylko będzie już gotowy do pomocy mi i powrotu do pracy nie będę mu tego zabraniał, a na razie niech już się uspokoi.
Sorey oczywiście nie miał zamiaru mnie posłuchać, robiąc wszystko po swojemu, mój panie daj i rozum, bo jak dostane siłę mogę mu krzywdę zrobić.
Nie mając już ochoty na niepotrzebne konflikty, przestałe z nim dyskutować pijąc spokojnie gorącą czekoladę, która jak zawsze bardzo mi smakowała, niesamowite jak coś słodkiego poprawia nastrój, który trochę mi się zmienił z powodu niepotrzebnego konfliktu z moim mężem, a o co poszło? No właśnie o jego głupotę, bo przecież odpoczynek nie wchodzi w grę prawda?
- Rób, co chcesz, ale na pewno jutro do pracy nie pójdziesz - Powiedziałem, wstając od stołu, podchodząc do zlewu, gdzie umyłem mój kubek, stawiając go na suszarce.
- Dlaczego? Przecież czuję się już dobrze - Stwierdził, pusząc swoje policzki, ukazując niezadowolenia z powodu moich słów.
- Nie Sorey, ty wcale nie czujesz się dobrze, przecież widzę, ślepy nie jestem, nie udawaj przede mną, bo ja i tak wiem, że nie jesteś w stanie pracować, wrócić jeszcze do pracy - Powiedziałem, wychodząc z kuchni, słysząc za sobą słowa męża.
- I tak wrócę jutro do pracy - Powiedział, na chwile mnie zatrzymując, odrobinę przy tym denerwując.
- Tak? Dobrze zrób to, ale jeśli usłyszę od Alishy, że nie czułeś się najlepiej lub wrócić pracy z powodu złego samopoczucia zamknę cię w pokoju i nie wypuszczę, aż nie dojdziesz do siebie - Powiedziałem, patrząc na niego z powagą w swoich oczach.
- To niesprawiedliwe, przecież ja chce zarabiać na nasz ślub, jeśli nie będę pracował nie zarobię - A on znów swoje, czuje się przy nim jakbym z dzieckiem rozmawiał.
Westchnąłem cicho, kręcąc przy tym swoją głową, on naprawdę niczego nie rozumie.
- Sorey ja cię rozumiem. Wiem, że chcesz dla nas jak najlepiej, ale teraz musisz zadbać o siebie, a nie myśleć o ślubie, ślub może poczekać nawet jeszcze kilka miesięcy, najważniejsze jest to, żebyś wyzdrowiał, nazbierał siły, a później rób, co chcesz, pracuj ile chcesz. Ja po prostu nie chce, aby coś ci się stało, martwię się o ciebie, a ty właśnie takim zachowaniem martwisz mnie i robisz krzywdę sobie - Powiedziałem, podchodząc do niego, chwytając jego dłonie. - Dlatego proszę, chodź się połóż, jeśli ci to pomoże, położę się z tobą - Dodałem, chcąc go zachęcić do położenia się na łóżku tuż obok mnie.
Sorey słysząc moje słowa, zmarszczył brwi, przyglądając mi się uważnie, tak jakby chciał zwęszyć jakiś podstęp tylko jaki? Ja naprawdę nie mam pojęcia, jaki podstęp mógłby wywęszyć.
- Nie patrz tak na mnie, mówię serio - Odezwałem się, wiedząc przecież, że sprzątać mogę później a na razie zajmę się mężem, który jest nawet bardziej uparty ode mnie..
- Nie patrz tak na mnie, mówię serio - Odezwałem się, wiedząc przecież, że sprzątać mogę później a na razie zajmę się mężem, który jest nawet bardziej uparty ode mnie..
<Pasterzyku? C:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz