niedziela, 17 września 2023

Od Soreya CD Mikleo

 Musiałem przyznać, że troszkę i ten chłód, i ten spacer, i to noszenie dzieci mnie zmęczyło, owszem, ale czy się do tego przyznam? Absolutnie nie. Zacisnę zęby, wezmę wszystko na swoje barki, a dzieci w ramiona, no i wrócę z nimi do domu, bo co innego mam zrobić? Mikleo przecież ich nie oddam. Miałem mu udowodnić, że dam sobie ze wszystkim radę i wszystkiemu sprostam, i ja mu to udowodnię. Chociażbym miał paść. Chociaż nie, paść nie mogę, bo dzieci skrzywdzę... to ja to jednak odwołuję, nie mogę paść. Ale muszę iść. 
- Dam sobie radę, nie martwi się o mnie. Poproszę tylko, byś schował koc i zawiesił mi torbę na ramię – poprosiłem, od razu biorąc na ręce nasze dwa małe szczęścia, które ledwo utrzymywały oczka otwarte. Przynajmniej się je od razu do łóżeczka położy, i Miki odpocznie, a ja zabiorę się za sprzątanie, ale to jak trochę odetchnę, bo potrzebowałem odetchnąć. – Ale czemu to bierzesz na siebie? Ja to miałem wziąć. Ty miałeś wziąć tylko kosz.
- To jest niewielki wysiłek, dlatego mogę wziąć jeszcze torbę. I Haru też wezmę, bo trochę ci ręce drżą – dodał, wyciągając ręce po chłopczyka, którego niezbyt chciałem oddawać, ale w końcu musiałem to zrobić, bo Miki nie chciał mnie puścić. 
- Dałbym radę wrócić z nimi do domu – burknąłem, odrobinkę na niego obrażony. 
- Może byś dał. A może byś i nie dał, i upuściłbyś jedno z nich. Tym nie chciałem ryzykować – wyjaśnił, kierując się w stronę naszego domu. 
- Jestem beznadziejny, ale nie tak beznadziejny, by upuszczać własne dzieci – burknąłem cicho pod nosem, ale też posłusznie za nim podążyłem. Co jak co, ale zmarznięty byłem, i z chęcią bym się ogrzał. Najcieplej tutaj na zewnątrz nie było, ale widziałem, że Miki tej przerwy potrzebował, no i trzeba było się poświęcić, a dla mojego Mikleo kochanego wszystko. 
Kiedy znaleźliśmy się w naszych cudownych czterech ścianach, pośród których było ciepło i przytulnie, od razu zanieśliśmy dzieci do ich łóżeczek. Po tym zszedłem na dół, by przygotować sobie gorącą czekoladę, ale i mojemu mężowi, który w sumie o nią nie poprosił, ale wiedziałem, że lubi słodkie, no to mu zrobiłem. Czekając, aż woda się zagotuje, zacząłem się rozglądać za tym, co jest do roboty, no bo jednak trochę do sprzątania jest. To już jest na pewno przeze mnie. Nie dość, że mu nie pomagałem, to jeszcze zabierałem mu cały czas i nie mógł kiedy posprzątać. Ale teraz się to naprawię. Za pięć minut. Jak oddech złapię. 
- Może położysz się na chwilę? – zaproponował Mikleo, kiedy tylko wszedł do kuchni. Najwidoczniej usypianie Haru zajęło mu nieco więcej niż mi usypianie Hany, ale to mnie nie dziwiło. Hana była trochę bardziej grzeczna, ale tylko trochę, bo oboje byli nad wyraz grzeczni. To aż za podejrzane, by małe dzieci tak grzecznie się zachowywały... ale nie mam porównania. Znaczy się, mam, bo przecież mam starsze dzieci, ale kompletnie nie pamiętam, jakie one były, kiedy były niemowlakami. 
- Nie mogę. Trochę odpocznę, wypiję gorącą czekoladę wraz z tobą, i zabieram się za sprzątanie – powiedziałem hardo, nie chcąc, albo raczej nie mogąc odpuścić. Moja duma i honor wtedy ucierpią. 
- Sorey, naprawdę musimy przez to przechodzić za każdym razem, kiedy zdrowiejesz? Nie możesz po prostu grzecznie się położyć i wypocząć porządnie? – zapytał, lekko zrezygnowany, a ja od razu pokręciłem głową. 
- Obiecałem ci, że nie będę dla ciebie ciężarem. I dzisiaj chcę ci się odwdzięczyć za te wszystkie dni, co nic nie robiłem, dlatego jak ktoś się ma położyć, to ty – odpowiedziałem, zalewając gorącą wodą kubki. I ten cudny zapach... czasem Miki tak pachnie, i w sumie to dobrze, bo to całkiem przyjemny zapach. Taki słodziutki jak mój Miki. 

<Owieczko? c:>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz