Muszę przyznać, wcześniejszy wybuch Mikleo troszkę mnie zaskoczył i sprawił, że było mi smutno. Ja tylko chciałem mu pomóc, troszkę go odciążyć w tych obowiązkach, zwłaszcza, że widziałem, że go plecy bolą... po co w ogóle spał na kanapie? Nie chciał spać ze mną? Ale dlaczego? Nie chcę uwierzyć w to, że zasnął przypadkiem, przecież on przypadkiem beze mnie nie zasypia... naprawdę musiałem go wczoraj zirytować. A ja tylko chcę mu pomagać, zawsze to jest moją intencją. Może ja powinienem siedzieć cicho i się w ogóle nie odzywać? Myślę, że to nie jest taki zły pomysł. Siedzieć cicho, nic nie mówić, nic nie robić, nie oddychać... może wtedy Miki nie będzie na mnie zły. Mam nowe postanowienie na dzisiejszy dzień; nic nie mówić. Chyba, że do dzieci, bo one na mnie nie krzyczą, kiedy mówię. A wręcz przeciwnie, cieszyły się, że się odzywam, i same coś do mnie gaworzyły, i to było przeurocze.
Pokiwałem głową i w milczeniu wziąłem dzieci na ręce, zaprowadzając je do kuchni i sadzając je na specjalnych krzesełkach. Przy Mikleo czułem się niepewnie. Nie wiedziałem, co mogę, a czego nie mogę i nie chciałem, by był znów dla mnie niemiły. Nie lubiłem, kiedy taki dla mnie był, czułem się wtedy paskudnie, jakbym zrobił coś złego. A przecież... nie zbroiłem niczego złego. A może jednak? Nie no, co złego jest w tym, że chcę mu pomóc? Że chcę chodzić do pracy, by zarabiać pieniądze, że chcę mu pomagać, by mógł odpocząć... chcę robić to, co powinno się robić w związku, czyli wspierać drugą połówkę. Ale jak mam go wspierać, kiedy mnie usypia? I każe mi leżeć pomimo tego, że ja leżeć nie chcę. No i też czuję się lepiej, niż wczoraj, bo spałem dużo za dużo. Miałem nadzieję, że już więcej nie użyje na mnie tej mocy, której już nie lubiłem.
- Jesteś na mnie obrażony? – usłyszałem, co mnie mocno zaskoczyło. On to mówił do mnie...? Prędzej myślałem, że to on jest obrażony na mnie, a nie ja na niego. To on mi powiedział, że nie umiem słuchać, ale ja umiem słuchać. Po prostu chcę mu pomagać, choćby za cenę swojego zdrowia. Bo jego zdrowie jest o wiele ważniejsze niż to moje. A jestem młody. On niekoniecznie, więc koniecznie musi zadbać o swoje zdrowie.
Trzymając się dalej swojego postanowienia, pokręciłem głową. Obrażony nie byłem. Byłem bardziej smutny i było mi tak najzwyczajniej na świecie po ludzku przykro.
- Więc czemu się nie odzywasz? I unikasz mojego wzroku? – dopytał, i te pytania całkowicie popsuły moją koncepcję, bo przecież miałem nie odpowiadać. No ale jak odpowiedzieć na te pytania, nie używając głosu? Po migowemu? Ale ja migowego nie znam. Nie mam więc wyjścia, muszę mu odpowiedzieć. I tyle by było z mojego postanowienia. Ale to tylko postanowienie, więc można było je złamać. Gorzej, gdyby to była obietnica, bo obietnic łamać nie wolno.
- Bo nie chcę powiedzieć czegoś, byś się nie zdenerwował znowu – przyznałem cicho, wycierając buzię Hany. Dzieciaki uparły się na to, by jeść same, no i same jadły, ale to bardziej brudziły niż jadły. Ja to posprzątam później... chyba, że Mikleo znów się zdenerwuje i mi nie pozwoli. Ale przecież to nie był nie wiadomo jaki wysiłek, mogłem posprzątać. – Czy jest coś, co mógłbym zrobić, by ci pomóc i byś nie był na mnie zły? – dopytałem, patrząc na niego niepewnie, bojąc się kolejnego wybuchu.
<Owieczko? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz