Uważnie przyjrzałem się swojemu odbiciu pilnując się z tym, by mój wygląd pozostał nienaganny. Co prawda, na żadną rozmowę rekrutacyjną nie zmierzałem; kiedy się zgłosiłem się do koszar, pracę w straży dostałem od razu. Co więcej, od razu zaproponowano mi posadę bardziej prestiżową, na zamku, ale od razu odmówiłem. To straż była moim celem, nie posada w zamku, gdybym chciał pracować w zamku, nie udawałbym się do koszar. Już nie mówiąc o tym, że praca na zamku jest z reguły nudna, i bezpieczna. Może czasem zdarzały się wyjazdy w teren i trochę ciekawsze misje, ale znając moją babkę, to pewnie w ogóle bym nigdzie nie wyjeżdżał, bo to niebezpieczne. Do takich niszowych i mniej ważnych organizacji babka dostępu nie miała, więc będę na swój sposób wolny. I jeszcze jej żyłka wyskoczy. A gdyby jeszcze zrozumiała, że mam swoje życie, to byłoby piękne. Niestety, życie nie zawsze daje nam to, czego chce i trzeba cieszyć się z tego, co masz. Mi na tę chwilę wystarczy tymczasowa wolność i wkurzenie jej.
Umyty, ubrany i wyglądający perfekcyjnie wyszedłem z łazienki, by dopiąć do pasa najważniejsze rzeczy takie jak broń i mieszek, i już mogłem wychodzić z domu, by kierować się do stajni. Nie chciałbym się spóźnić w pierwszy dzień. Nie lubiłem, kiedy inni to robili, dlatego sam starałem się tego nie robić. Oczywiście, różnie to bywało, raz mi się to udawało, raz nie, ale dzisiaj wyjątkowo w posiadłości siedzieć nie chciałem. Od kiedy babka dowiedziała się, że wstąpiłem do straży, nie jest zbytnio zachwycona. Nie, żeby kiedykolwiek była, ale dzisiaj... cóż, powiedzmy, że nie chciałbym jej wchodzić w drogę.
Ze wszystkich koni jak zwykle wybrałem swojego mimo, że nie jest przeznaczony do takich wycieczek do miasta. Nie mogę jednak pozwolić, by ciągle tkwił w boksie, jak dla mnie to jeszcze ma za mało różnorodności, bo albo udaję się z nim na standardową przebieżkę, albo biega na padoku. Może teraz w końcu pozna trochę świata.
Droga z domu do koszar nie zajęła mi jakoś bardzo długo, mogłem nawet śmiało stwierdzić, że byłem przed czasem, a to już mi się w ogóle nie zdarza. Ignorując spojrzenia innych zostawiłem ogiera przy poidle dla koni, nawet go nie przywiązując do tego śmiesznego, specjalnego palika, bo nie odczuwałem takiej potrzeby. Ignis był wytrenowany i wiedział, że bez specjalnej komendy odchodzić nie może. Nie to co inne konie, czy nawet ludzie. Śmiało wszedłem do kwater dowódcy, przedstawiłem się, przedstawiłem swoją sprawę, i dowiedziałem się, że...
- Proszę mi wybaczyć, musisz poczekać. Partner, który został ci przydzielony, jeszcze nie wrócił, co jest lekko niepokojące – wyjaśnił mi komendant straży. Już na końcu języka miałem to, że ma się do mnie zwracać z szacunkiem, ale wcześniej zdałem sobie sprawę, że w tym momencie on jest zdecydowanie wyżej ode mnie w hierarchii. To chyba będzie w tej pracy najgorsze, ale jakoś się przyzwyczaję. Nie będę miał wyjścia.
- Długo to może zająć? – spytałem, nie za bardzo chcąc mi się czekać. Nie po to tutaj przybyłem wcześniej, by teraz czekać na kogoś, kto i tak się spóźnia.
- Szczerze, nie wiem. Powinien wrócić z porannego patrolu półgodziny temu.. ale może wkrótce się zjawi – zapewnił mnie, ale i tak nie chce mi się czekać.
- Proszę podać mi jego trasę. I opisać wygląd. Upewnię się, że nie potrzebuje pomocy – powiedziałem, ale nie dlatego, że odczuwałem potrzebę niesienia pomocy komuś, kto nie potrafi dokończyć prostego patrolu. Nudziłem się. Nie wiem, ile mu to zajmie, a kto wie, może te poszukiwania i pomoc mu będą nawet zabawne? A jak wróci przede mną, to chociaż sobie zrobię rundkę wokół miasta, wypalę cygaro. Ruch to zdrowie, czy jak to tam mówią.
<Panie Haru? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz