Słysząc to, że facet dalej znajduje się na wolności poczułem, jak serce podchodzi mi do gardła. Ktoś taki jak on nie powinien chodzić wolny, przecież teraz nie zagraża tylko mnie, ale i Mikleo, naszym dzieciom i tym mniejszym, i większym, w końcu kto co wie, co mu do głowy strzeli? Co, jeżeli uzna, ze krew półanioła, czyli Misaki, sprawdzi się tak samo, jak anioła pełnej krwi? Zresztą, nie tylko moi najbliżsi są w opałach, ale i każdy anioł, którego on dostrzeże. Nie wierzę, że Mikleo wcześniej mi o tym nie powiedział, przez te wszystkie dni byłem pewien, że został pojmany, wtrącony do lochu, być może zabity... a Mikleo wiedząc to wszystko, jak gdyby nigdy nic sobie wychodzi w nocy z domu. Przecież gdybym go stracił, w życiu był sobie tego nie wybaczył, a to o niego chodzi temu wariatowi.
- Nie rozumiesz, musimy go pojmać, on jest zagrożeniem zarówno dla nas, jak i każdego innego anioła – wymamrotałem, chyba odrobinkę spanikowany. Kiedy usłyszałem, że on gdzieś tam może być, czaić się na moich najbliższych, i nie tylko najbliższych, ale i każdego innego anioła, tylko nie każdy o tym wie, a jedynie ja. Więc skoro ja o tym wiem, to ja powinienem jakoś zareagować, dla dobra wszystkich wokół i nawet mnie samego, ale bardziej niż o siebie, martwię się o innych.
- Hej, spokojnie, nie musisz już się o niego martwić – starał się mnie uspokoić. Nie wychodziło mu to najlepiej, powiedziałbym nawet, że przez takie słowa czułem się jeszcze gorzej, no ale musiałem to zrobić. Już kątem oka widziałem, że Hana zaczęła się stresować, to pewnie przez to, że ja byłem taki poddenerwowany, a dzieci przecież wyczuwają takie rzeczy. Spokojnie, Sorey, weź głęboki wdech i wydech, dzieci nie muszą się niepotrzebnie stresować...
- Przede mną zabił już jednego anioła. I był mną zachwycony, ponieważ wytrzymywałem znacznie więcej, niż on. Jeżeli upatrzy sobie kolejnego anioła... – nie dokończyłem, ponieważ poczułem, jak zaczyna mi drżeć głos. Teraz Mikleo już na pewno będzie wiedział, że się boję, a tak nie miało być. Mój Boże, przecież to było strasznie uwłaczające. Teraz tym bardziej muszę go dorwać, by udowodnić, że się go nie boję. No bo się nie boję, tylko... boję się o najbliższych. Bo to jedyny strach, jaki mogę odczuwać.
- Wiem, że to mierne wytłumaczenie, ale to nie jest nasz problem, a pasterza. Jedyne, co możemy zrobić, to poinformować Lailah, by dała o tym znać aktualnemu pasterzowi – wyjaśnił, a mi się to bardzo nie podobało. Jak to nie jest nasz problem? Muszę cos z tym zrobić. Jestem aniołem, a anioły jakoś muszą dbać o ziemię, i ten facet jest ewidentnym zagrożeniem dla wszystkich anielskich istot, które się tu znajdują.
- Czuję się odpowiedzialny i zobowiązany do tego, by go unieszkodliwić – powiedziałem, czując się choć troszkę bardziej opanowany, mimo, że serce dalej waliło mi mocno, tylko już nie byłem pewien, z powodu czego. Ze strachu? Ze wściekłości? Nie miałem pojęcia.
- Ponieważ masz dobre serce – powiedział z ciepłym uśmiechem i ucałował mnie w czubek nosa. – Pójdę poinformować Lailah o tym, dobrze? – zaproponował, ale pokręciłem głową niemalże od razu.
- Nie puszczę cię nigdzie samego, to jest za niebezpieczne, ten facet może cię zauważyć, jakoś do ciebie zwabić... nie, nie ma mowy, sam nigdzie nie idziesz – powiedziałem stanowczo, nie chcąc go nigdzie puszczać samego już nigdy więcej.
<Owieczko? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz