Czy ja już nie wspominałem, że Mikleo jest cudowny? Na sto procent wspominałem, ale czuję niewyobrażalną potrzebę, by wspomnieć to raz jeszcze, bo przecież mój mąż kochany jest najcudowniejszy na świecie. Daję mu dodatkową pracę, przez którą chodzi później zmęczony i mówi mi, że nie sprawiam mu problemu, kiedy ja wiem, że sprawiam. Nie jestem ślepy, widziałem, jak wiele pracy przeze mnie miał, bo nie dość, że musiał robić dodatkowe pranie, bo w ostatnich dniach pociłem się na potęgę, to musiał pomagać mi się przemieszczać, myć, ubierać... bez niego bym nie przeżył. Tak, mój mąż jest naprawdę niesamowity, zdania nigdy nie zmienię i według mnie, nie zasługuję na niego. Nadal nie mam pojęcia, co on tu robił i czemu zgodził się na ślub ze mną.
- Kocham cię – powiedziałem, mocno się do niego przytulając, ciesząc się, że w końcu mogę to zrobić tak normalnie, nie stresując się tym, że przez mój mąż także był mokry, a to już na pewno nie było dla niego przyjemne. Niby takie nieprzyjemne, ale mimo tego i tak się do mnie wtedy przytulał. Mój mąż jest kochany, jest najlepszy na świecie i jest przecudowny, ale czasem jest tak trochę... no nie głupiutki, ale może po prostu troszkę taki niemyślący. Ale to tak odrobinkę, bo to ja jestem tym głupszym i bardziej niemyślącym.
- Ja ciebie też, Kaczuszko – przyznał, odwzajemniając ten gest.
- I już więcej nie będę dla ciebie ciężarem – obiecałem, na co mój mąż westchnął tylko ciężko, już niczego nie komentując. No i bardzo dobrze, bo ja swoje wiem i do rozsądku mi nie przemówi. – Już dzisiaj ci będę pomagał, a jutro wrócę do pracy – dodałem dumnie, odsuwając się od niego. Najwyższa pora, bym znów zaczął coś robić, odciążyć go, zająć się dziećmi... i ooo, trzeba w końcu zorganizować urodziny Misaki. W tym roku jej urodziny nie były najlepsze, bo chyba w tym dniu byłem torturowany, ale teraz to nadrobię. Nie wiem za bardzo, jak, ale zorganizuję to tak, by Misaki była szczęśliwa.
- O nie, nie, mój drogi. Do pracy wrócisz dopiero, jak w pełni odzyskasz siły. Trucizna w końcu opuściła twoje ciało, to bardzo dobrze, ale zanim wrócisz do siebie, jeszcze troszkę minie – od razu mnie uspokoił, co mi się tak nie do końca podobało. Najpierw kilka dni czekania na odtrutkę, potem kilka dni pocenia się, teraz kilka dni czekania, aż będę mógł funkcjonować normalnie. Ileż można siedzieć w domu, mam serdecznie dosyć tego, że Mikleo przeze mnie zmęczony chodzi. Poza tym, muszę zarabiać na nasz ślub, który ma być najpiękniejszym wydarzeniem w jego życiu. Jeżeli nie będę pracował, to... to co ja zrobię? No nic. A tak być nie może.
- Ja tam uważam, że wróciłem do siebie. Wszystkie paznokcie, które mi wyrwał, już mam, przebite dłonie też już są wyleczone, więc mogę już działać – próbowałem go przekonać, no ale Miki tylko uniósł w powątpieniu jedną brew.
- Mhm, to skoro tak dobrze się czujesz, to może weźmiemy dzieci na spacer. Niedaleko, tylko do jeziora – zaproponował, na co pokiwałem głową. Miałem trochę inne plany, chciałbym tak posprzątać, pozamiatać, czy coś w tym stylu... ale to zrobię, jak wrócimy. I wtedy mu udowodnię, że już czuję się dobrze i mogę wszystko normalnie robić.
<Owieczko? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz