Kiwnąłem głową na jego słowa, nie mając powodu, by się z nim nie zgodzić. Wcześniej nie za bardzo czułem zmęczenie, byłem poddenerwowany, martwiłem się o Mikleo, o dzieci, o wszystko, więc teraz kiedy już to całe napięcie ze mnie zeszło, zdałem sobie sprawę, że padnięty jestem. I jeszcze mój mąż taki zimny był i to sprawy nie ułatwiało. Wolałem jednak przytulać się do jego lodowatego ciała niż czekać, aż się wygrzeje, bo zanim on się wygrzeje, to znów minie niebotycznie dużo czasu, a na to już nie chciałem czekać. Zresztą, dla niego wygrzanie się nie jest za dobre, dlatego przeżyję ten mały problem.
- Może jednak trochę się ogrzeję? – zaproponował, ale pokręciłem od razu głową, nie chcąc znów zostawać sam, nawet, jeżeli mój mąż będzie tuż obok. Musiałem się na niego sporo naczekać, więc teraz chcę się nim nacieszyć. – Cały drżysz – dodał, chyba trochę zmartwiony moim stanem. Niepotrzebnie, mi nic nie było i nie mogło być, gdyż musiałem zajmować się rodziną, i jak tu się nią zajmować, gdy coś mi jest? Nie można, dlatego też nic mi nie jest i tego się będę trzymać do końca.
- Bo mam wrażenie, że przytulam się do bryły lodu. Ale zaraz się przyzwyczaję. I sam cię ogrzeję – obiecałem, mocniej wtulając się w jego ciało, co było nawet odrobinkę bolesne. Czego jednak nie robi się dla miłości i tak pięknej Owieczki, jaką jest mój Miki? Ja zrobiłbym dla niego wszystko, i jeszcze więcej.
- W to nie wątpię. Zamiast jednak tak się trudzić i krzywdzić, to mogę wziąć zwykłą kąpiel... – zaczął, nie chcąc odpuszczać, a to bardzo źle, bo teraz to ja mu nie odpuszczę.
- Krzywdzony to ja będę, jak sobie stąd pójdziesz – bąknąłem, a mój mąż westchnął ciężko, chyba w końcu odstępując.
- Dobrze, zostanę już tu z tobą. Dobranoc, Kaczuszko – powiedział w końcu, całując w czoło swoimi strasznie lodowatymi ustami.
- Dobranoc, Owieczko – odpowiedziałem, mogąc z czystym sumieniem zamknąć oczy i odpocząć. Znaczy się, z prawie czystym sumieniem, bo jeszcze pozostaje to dziwne uczucie, jakby ktoś się wpatrywał w nasz dom... no ale pewnie to było tylko głupie uczucie, a ja popadam w paranoję. Czasem się mi tak zdarza, zwłaszcza, jak Mikleo i dzieci są z dala ode mnie, ale chyba, by już mieć spokój, jutro go troszkę wypytam o pewne sprawy.
Obudziłem się późno, i to rzekłbym nawet że za bardzo późno, bo dochodziło już południe. Czemu Mikleo mnie nie obudził? Przecież muszę mu pomagać, dziećmi się zająć, zacząć się przestawiać na pracę, a nie leżeć w łóżku i nic nie robić. Trochę zmarznięty, bo ogień w kominku już dawno się wypalił, jako tako się ogarnąłem i zszedłem na dół, by zająć się Mikleo, i dziećmi, i wszystkim innym. Ale najpierw jednak muszę się napić czegoś gorącego i się porządnie rozgrzać.
- Dada! – usłyszałem zachwycony głos Hany, która kiedy tylko mnie zauważyła, od razu zaczęła iść w moją stronę. Co za maleństwo słodziutkie... kiedy zszedłem po schodach wziąłem ją na ręce i skierowałem się z nią do salonu, gdzie znajdował się mój mąż i syn.
- Dzień dobry, Miki. Czemu mnie nie obudziłeś? – zapytałem niezadowolony z tego powodu, siadając na ziemi obok niego i Haru, który bardzo interesował się Kluską, która spała na oparciu kanapy.
- Dzień dobry. Nie zrobiłem tego, ponieważ wiedziałem, że potrzebujesz snu. Wyspałeś się? – spytał, całując mnie w policzek, kiedy się do niego zbliżyłem.
- Chyba tak. Miki, tak właściwie mam jedno małe pytanie. Nie mówiłeś mi, co się stało się z tym facetem co... no wiesz. On teraz tkwi w lochu, prawda? – dopytałem, patrząc na niego niepewnie. Pewnie to takie retoryczne pytanie było, ale po prostu jak się dowiem tak już oficjalnie, to będę spokojniejszy, i o niego, i o dzieci, i o siebie.
<Owieczko? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz