niedziela, 14 lipca 2024

Od Daisuke CD Haru

 Jego odpowiedź zaskoczyła mnie. Nie, żebym za nimi płakał, nie byli to ludzie, którzy bardzo by się społeczeństwu przydali, ale martwiłem się o to, jak Haru może to przeżyć. Wydawał się jednak być całkowicie spokojny. To dobrze. Żałować ich śmierci nie powinien. Na pewno dało uniknąć się ich śmierci, ale skoro już się wydarzyła, to czy faktycznie była ona zła? Byli gotowi skrzywdzić mojego męża, a gdyby nie Haru to nie wiem, jak skończyłbym ja. W normalnych warunkach na pewno dałbym sobie radę przeciwko jednemu przeciwnikowi, ale to na pewno nie były normalne warunki. Dobrze, że przyszedł na czas. Nie chciałbym musieć walczyć z tamtym mężczyzną nago. 
- Nie przejmuj się drzwiami, opłacę ich wymianę i naprawę – powiedziałem spokojnie, chwytając z ściereczkę zwilżoną w ciepłej wodzie i pomogłem mu zmyć te plamy krwi z twarzy, których on chyba nie zauważył. – Dziękuję. Że tak szybko przyszedłeś. Nie za bardzo chciałbym walczyć z nim bez absolutnie niczego na sobie. Nawet ręcznikiem nie mógłbym się okryć, bo był za daleko – dodałem, zauważając na jego twarzy niezrozumienie. 
- Nie powinienem był w ogóle go do ciebie dopuścić – powiedział, spuszczając wzrok. 
- Nie mogłeś wiedzieć, że są tak durni, by włamać się nam do pokoju. Weź kąpiel, przyniosę ci ubrania, a te wrzucę do ognia – poprosiłem, kiedy jego twarz była już czysta. 
- Szkoda. Lubiłem tę bluzę – westchnął cicho, a ja od razu zerknąłem w jej stronę, by zapamiętać każdy jej detal. Musiałem dopilnować, by dostał nową, prawie że identyczną, by był szczęśliwy. 
- Odkupię ci ją. Albo każę uszyć nową, taką samą – obiecałem, na chwilę wychodząc z pokoju. 
Przede wszystkim musiałem wziąć głęboki wdech i uspokoić myśli. Nie była to sytuacja, w której chciałem się znaleźć. Czułem jednak w kościach, że może nie być za ciekawie, zwłaszcza po tym, jak jeden z nich na mnie patrzył. I po tym, w jakim stanie były ich konie. Przepraszam bardzo, ale jeżeli ktoś nie dba o zwierzęta i się nad nimi znęca, nie może być dobry. Właśnie, konie... ze sobą ich nie weźmiemy, nie mam tyle paszy, nie chcę też tracić kolejnego dnia na poszukiwanie jakiegoś gospodarstwa, gdzie sprzedaliby mi więcej paszy. Zresztą, te zwierzęta potrzebowały odpoczynku, opieki weterynaryjnej, a to jestem im w stanie zapewnić w rezydencji. Będę musiał wysłać list, by ktoś ze służących tu po nie przyszedł i zaprowadził do mojego domu, i poprosić gospodarza, by przez ten czas dobrze się nimi zajął, i opłacić te wszystkie dni... zaraz się za to zabiorę. 
Przyniosłem Haru świeży ręcznik i ubrania, a następnie zabrałem się za pisanie listu i przygotowanie pękatego mieszka. Nalałem także wina sobie, jak i Haru. Skoro już jest, trzeba je wypić, zresztą, nam obu się to przyda. Jeszcze w końcu może być tak przyjemnie i spokojnie, jak mi obiecał. Po kilku minutach usłyszałem, jak Haru wychodzi z łazienki, i staje nade mną, zaglądając mi przez ramię. 
- Co takiego piszesz? – spyta, zajmując miejsce obok mnie. Do moich nozdrzy od razu doszedł cudowny zapach tych olejków, których dodał do kąpieli. 
- Chcę, by ktoś z rezydencji tutaj przyjechał i je zabrał tam do mnie. Nie miałbym serca ich tutaj tak zostawić – wyjaśniłem, po czym przeciągnąłem się leniwie, czując ból tych wszystkich mięśni. Trzy pełne dni w siodle jednak zrobiły swoje, no i teraz też byłem nieco zestresowany. Nikt o te gnidy nie powinien się pytać, ale jeżeli ciała odnajdą? Haru zostanie pierwszym podejrzanym przecież. Chyba, że byli poszukiwani, wtedy nie powinno być problemów... Powinienem się o nich dowiedzieć się o nich czegoś więcej, czy może po prostu o nich zapomnieć? Nie mogę pozwolić na to, by Haru cierpiał z powodu tego, że któremuś z tych pijanych obwiesi wpadłem w oko. 

<Piesku? c:>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz