niedziela, 14 lipca 2024

Od Soreya CD Mikleo

Zauważyłem, że Mikleo po chwili po prostu zasnął, nie przejmując się nikim i niczym, a mi zostało po prostu zajęcie się nim. Naprawdę ten seks go wykończył... zdecydowanie tak ostro go nie powinienem traktować. Dopóki nie wypocznie i jego ciało się w pełni nie zregeneruje, powinniśmy zrezygnować z takiego intensywnego seksu. W ogóle zrezygnować z kochania się. Nie wiem, czy po tym będę się w stanie powstrzymać, a to dużo ode mnie zależy. Do teraz nie pamiętam, kiedy dokładnie moje dłonie stały się na tyle gorące, że powodowały ból u Mikleo. Krzyczał, ale to nie był krzyk bólu. Co jak co, ale ja potrafię rozpoznać krzyk rozkoszy od krzyku bólu. A te dźwięki, które wydobywały się z ust mojego męża najcudowniejszego, były ewidentnie  krzykami rozkoszy. 
Wyszedłem z balii i ostrożnie oparłem mojego męża o jej ścianę. Następnie owinąłem ręcznik wokół swoich bioder i zająłem się w pełni Mikleo. Musiałem w końcu go wyjąć z wody, wytrzeć porządnie, ubrać w moją koszulę, którą nosiłem dzisiejszego dnia i zanieść do łóżka. I dopiero po tym mogłem zająć się sprzątaniem łazienki i ogarnięciem siebie. Miałem jeden problem ze sobą, otóż, nie mogłem znaleźć dla siebie bluzki. Miki miał moją, aktualnie w niej spał, a nie mogłem sobie przypomnieć, co się stało z tą, w której byłem rano. A skoro nie mogłem nic takiego znaleźć, to nie założyłem nic. Znaczy, chodzi tylko o górę, bo spodnie na szczęście znalazłem. Oczywiście, gdybym nie znalazł, to by się nic nie stało. I tak nigdzie wychodzić nie mogłem, musiałem siedzieć tu, a tu jest tylko Miki. I Psotka, która warczy na mnie za każdym razem, kiedy tylko mnie widzi, a kiedy tylko się zbliżałem, szczerzyła kły i zjeżała sierść. I że Miki dalej twierdził, że jeszcze się do mnie przekona... Cóż, skoro jemu ta nadzieja pomaga, to ja jej nie będę gasił. 
- Twój pan śpi, więc bądź cicho. Nie chcesz go przecież obudzić – odezwałem się łagodnie, sięgając po jej miskę. Chciałem dać jej wody. Było dosyć ciepło, dlatego uznałem to za idealny pomysł, ale sunia już tak niekoniecznie. Nim się zorientowałem, zacisnęła szczeki na mojej dłoni, wbijając kły w moją skórę. Trochę mnie to zabolało. Nie jakoś bardzo, czułem w swoim życiu gorszy ból, ale też nie było to super komfortowe. Po chwili Psotka puściła moją dłoń, nie przestając szczerzyć kłów. – Nie, to nie, będziesz zatem spragniona chodziła – westchnąłem cicho, przyciskając rękę do torsu i udając się do łazienki. 
Musiałem w końcu opłukać ranę, i czymś to zabandażować. Jak długo mi się to będzie goić? Zgaduję, że pewnie tak samo długo, jak po broni takiej zwykłej, stworzonej przez człowieka, czyli jakieś kilka dni. Przyjrzałem się swojej dłoni i śladom jej zębów, muszę przyznać, że dosyć mocno mnie dziabnęła. Ale to dobrze, oznacza to, że w razie niebezpieczeństwa ochroni moją rodzinę. W tym temacie moglibyśmy się dogadać. 
- Sorey? – usłyszałem zmęczony głos Mikleo, który dobiegał z sypialni. Już się obudził? Szybko. 
- Coś się stało? – spytałem, wracając do niego, kończąc powoli owijanie dłoni bandażem. To tylko chwilowe, by nie brudzić wszystkiego krwią.

<Owieczko? c:>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz