Widok nieśpiącego Haru mnie zaskoczył. Wydawało mi się, że bladym świtem będzie spał snem twardym, i zanim go obudzę minie kolejna godzina. Tylko pytanie, czy on w ogóle spał, czy też może po prostu przy mnie leżał. Nie wyglądał na niewyspanego, ale też nie wyglądał na specjalnie wyspanego. Tak uznałbym, że wygląda całkiem przyzwoicie. Pytanie tylko, czy uda się mu utrzymać ten stan przez cały dzień. Przed nami kilka długich godzin podróży. Co prawda, to ja nas będę prowadził i to ja muszę być w pełni sił, by nas nie pogubić, ale on musi mieć siłę, by utrzymać się w siodle.
- Na pewno jestem bardziej wyspany, niż ty. Spałeś choć trochę? – spytałem zmartwiony, poprawiając jego kosmyki opadające na czoło.
- Nie odczuwałem takiej potrzeby. I czuję się świetnie – wyznał uśmiechnięty, wpatrując się we mnie jak w obrazek. – To co, śniadanie?
- Bardzo proszę. Umyję się i się przebiorę przez ten czas – odpowiedziałem, podnosząc się do siadu. Moje ciało troszkę się zregenerowało przez noc i już tak nie bolało, ale i tak podróż dla mojego tyłka będzie trochę ciężka. Cóż, jakoś będę sobie musiał z tym poradzić. Że mu się zachciało kochać dzień przed wyprawą... a ja wiedząc, jakie mnie mogą czekać konsekwencje, nie przerwałem mu. Nie potrafiłem. Ciężko jest mi myśleć, kiedy czuję jego usta na swojej skórze. A on to doskonale wie i wykorzystuje, kiedy tylko ma ku temu okazję.
Poranek był dosyć milczący, głównie z mojej winy. Pora była naprawdę wczesna, i nie miałem zbytniej ochoty rozmawiać, najchętniej wróciłbym do łóżka, ale oczywiście nie mogłem. Wiedziałem jednak, że ten poranek, jak i kilka następnych, będą warte tego wcześniejszego wstawania. Szum fal, miękki piasek, tylko nasza dwójka... no i jeszcze nadmorska kuchnia. Bardzo lubiłem owoce morza i ryby, tylko pytanie, czy Haru będzie potrafił przygotować mi takie dania. Nie pamiętam, by opowiadał mi o jego pobyciu nad morzem. Cóż, a jak nie będzie potrafił za bardzo połączyć składników, zawsze możemy udać się do miasteczka, które jest raptem piętnaście minut drogi od chatki, w której spędzimy ten miesiąc. O tym będę myślał, jak już będziemy na miejscu, no i także będę go musiał wypytać o to, jak się on czuje z takimi składnikami jak owoce morza.
Po ogarnięciu się musieliśmy tylko znieść swoje torby do koni, które to już przygotowane, osiodłane i obładowane pakunkami czekały na nas na dziedzińcu. Kiedy tylko Haru się zbliżył do nich, Ignis zarżał ostrzegawczo, patrząc na mojego męża spode łba. Ależ on pamiętliwy jest... uspokoiłem go, przemawiając do niego spokojnie i gładząc go po chrapach.
- Gotowy? – spytałem, kiedy już siedziałem w siodle, na spokojnym już rumaku.
- Gotowy – przyznał, a ja wyczułem, że się uśmiecha.
- Jakby coś się działo i zmęczenie dało ci się we znaki, daj mi znać – poprosiłem, ruszając powoli przed siebie, a Haru już zaraz do mnie dołączyć. Muszę przyznać, trochę obawiałem się o niego i nie chciałem przyspieszać. Znaczy, chciałem, ale jednocześnie martwiłem się o niego i o to, że może spaść z konia. Już wolę poruszać się powoli, niż żeby coś mu się miało stać.
<Piesku? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz