Muszę przyznać, Haru mnie tym zaskoczył, nie spodziewałem się seksu o tej porze. W ogóle go nie planowałem na tą chwilę. Miałem się też dokończyć pakować, oraz zobaczyć, co takiego on spakował, i czy na pewno wziął wszystko. I jak skończyłem? Zmęczony, i cały obolały, w siniakach i lekkich ranach, jakie to mi zrobił za pomocą swoich pazurów i zębów. Nic wielkiego, ale jednak lekko szczypały mnie te skaleczenia, a krew sącząca się z nich pobrudziła pościel. A moje ubrania? Powiedzmy, że już raczej się nie nadają do niczego poza wyrzuceniem.
- Powiedziałbym nawet, że trochę za bardzo – wymamrotałem, podnosząc się do siadu z lekkim stęknięciem. Jutrzejsze kilkanaście godzin w siodle będzie dla mnie dosyć ciężkie, ale nie takie rzeczy się robiło. Można powiedzieć, że wprawiony byłem.
- Wybacz, bardzo boli? – spytał, przyglądając się ze zmartwieniem mojemu ciału, które było pełne różnych śladów po jego aktywności.
- Bardziej niż boli martwię się tym, że nie mam na nic siły i jedyne, czego aktualnie chcę, to spać – wymamrotałem, patrząc na niego nieprzytomnym spojrzeniem. Jak to jest, że on tylko trochę zdyszany był, a ja kompletnie wykończony. Pewnie to ta jego wilcza wytrzymałość.
- No to w czym problem? Przecież możesz się położyć – odpowiedział, oczywiście jak zwykle widząc najprostsze rozwiązania.
- Cóż, muszę dokończyć pakowanie. I się umyć, bo cały się lepię przez ciebie, i siebie w sumie też. Pozbyć się tych ubrań. I też na pewno nie położę się do takiej pościeli, ją też trzeba zmienić. I gdzie tu niby jest miejsce na odpoczynek dla mnie? – wymieniłem wszystkie rzeczy, jakie były do zrobienia, i jakoś tak zrobiłem się bardziej zmęczony.
- Dzień młody, więc jeszcze zdążysz się spakować po drzemce. A całą resztą zaraz się zajmę – obiecał, zbliżając się do mnie, by złączyć nasze usta w namiętnym pocałunku, który zakończyć się delikatnym podgryzieniem mojej dolnej wargi. Cud, że nie skaleczył mnie swoimi kłami. – Zaraz wrócę – obiecał, żwawo wstając z łóżka.
Czułem, że będę miał chwilowy problem z chodzeniem, i ja podniosłem się z materaca, kiedy tylko mój mąż zniknął za drzwiami łazienki. Nogi miałem jak z waty, i aby się nie przewrócić, musiałem się opierać o każdy pobliski mebel, albo ścianę. Nogi drżały mi strasznie, przez to czułem się strasznie słaby. Ledwo dotarłem do krzesła, na którym leżała koszula Haru, by ją po prostu narzucić na ciało, i w tym samym momencie z łazienki wyszedł jej właściciel, który kiedy tylko mnie zobaczył, bez wahania wziął mnie na ręce i zaniósł do balii. Wszelkie jego zmęczenie zniknęło, a moje? Tylko się pogłębiło. I tak to teraz będzie wyglądać, jak nie gorzej, i to jest... niepokojące.
Haru wrócił po mnie po kilkunastu minutach, przez które udało mi się umyć. Pomógł mi się wytrzeć, ubrać, zaniósł mnie do łóżka, do czystej pościeli, przytulił... naprawdę się wszystkim zajął. To miłe z jego strony, ale martwiło mnie to. Jego wilcze geny dają mu wiele zalet. A ja jestem tylko człowiekiem. Już nigdy mu nie dorównam. Mogę się starać z nadzieją, że mu to wystarczy, ale w pewnym momencie nie będę miał siły na gonienie go. I jak na razie nie widzę żadnego rozwiązania tego problemu.
- Martwisz się. Czym? – odezwał w pewnym momencie Haru, wyrywając mnie z moich myśli. No tak, teraz to się przed nim nic nie ukryje, nawet jak zachowam perfekcyjnie neutralną minę.
- Myślę po prostu – powiedziałem, patrząc gdzieś w bok, byleby nie na niego.
- Nad czym? – dopytał, a ton jego głosu wskazywał na to, że już był gotów na rozwianie moich wszelkich wątpliwości, bylebym się tylko nie martwił.
- Nad tym, że w pewnym momencie przestanę być dla ciebie wystarczający. Dzięki swoim genom jesteś silniejszy, i będziesz dłużej żył. A ja? Z każdym dniem się coraz bardziej starzeję, będę słabszy, mniej wytrzymały, libido też mi spadnie, i w pewnym momencie nad tobą nie nadążę. I przestanę ci wystarczać, przestanę ci się podobać. Już teraz po tym seksie nie potrafiłem chociażby do łazienki dotrzeć, a ty zrobiłeś wszystko, co było do zrobienia, a zmęczenie zniknęło z twoich oczu. To mnie niepokoi – wyznałem mu wiedząc, że jeżeli bym tego nie uczynił, on by mi nie odpuścił, ale później zamartwiałby się tym, że ja się zamartwiam.
<Piesku? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz