wtorek, 9 lipca 2024

Od Soreya CD Mikleo

Wpatrywałem się w jego jak zawsze piękne, ametystowe oczy, nie potrafiąc uwierzyć w szczęście, jakie mam. Nie jeden by się na mnie odwrócił. Ja siebie w zwątpiłem i już na samym początku uznałem, że najlepiej byłoby, gdybym został zneutralizowany. Lailah na pewno uważała to samo, skoro bez żadnych sprzeciwów zgodziła się na mój pomysł, a nawet go zaaprobowała twierdząc, że tak będzie najlepiej dla Mikleo i dzieci. Nie rozumiałem tylko, czemu dziadek mi pomaga w ukryciu tego paskudnego ciała pod iluzją anioła idealnego. On wydawał mi się typem osoby, która powinna pierwsza mnie zaatakować i pokonać bez większego problemu, a w najlepszym wypadku nie pozwolił mi przekroczyć bram Azylu. Jego motywy pozostają dla mnie nieznane, zwłaszcza, że przecież dobrego kontaktu to my nie mieliśmy chyba nigdy. Nie wiem, jak to wyglądało, kiedy byłem człowiekiem, większość wspomnień z tego życia jest i już najpewniej pozostanie zapomniana. Jako anioł też nie dogadywaliśmy się dobrze. Miałem wrażenie, że w czymś mu przeszkadzałem, i nie mógł się doczekać, aż w końcu zniknę. Teraz miał idealną okazję do tego, by się mnie pozbyć. Nie byłem jeszcze najsilniejszym demonem, więc dosyć szybko by się ze mną rozprawił. On jest dziwny. Zupełnie jak Mikleo, który pomimo tego, że wszystkie znaki na niebie i ziemi mówią mu, że relacja ze mną to tragiczny pomysł. 
- Będę trwał przy twoim boku tak długo, jak tylko mi na to pozwolisz – obiecałem mu, gładząc tą poharataną dłonią jego cudowny policzek, taki gładziutki, mięciutki i chłodny, czyli zupełne przeciwieństwo do mojej skóry. Będę musiał w końcu zaopatrzyć się w jakieś rękawiczki, jeżeli nie będę chciał, aby ktoś nabrał podejrzeć chociażby z samego uściśnięcia dłoni. Do tej pory kontakt fizyczny z innymi muszę ograniczać do minimum, i tego się jednak będę się trzymał najdłużej, jak tylko mogę. Coś jednak czuję, że w nowym mieście, czy wsi, czy gdziekolwiek, gdzie się później zatrzymamy, będę musiał pracować, więc z tym kontaktem różnie musi być. 
- Czyli zawsze. Bo zawsze będę chciał, byś przy mnie był – powiedział, nie przestając się we mnie wpatrywać. 
Oj, nie byłbym tego taki pewny. Co jak znowu go skrzywdzę? Przestanę nad sobą panować, i moje ciało stanie się gorące tak bardzo, jak ognie piekielne, a on mnie dotknie, albo przytuli, i jego cudowną, alabastrową skórę pokryją bąble. Albo w końcu zobaczy moją demoniczną stronę, nad którą nie zapanuję. W końcu się to zdarzy. I czy wtedy dalej będzie chciał, bym przy nim był? Każda zdrowo myśląca osoba nie zgodziłoby się na to, a przecież Miki zawsze taki racjonalny się wydawał...
- Zdrzemnij się, Owieczko, widać, że zmęczony jesteś – odpowiedziałem tylko, dostrzegając to spojrzenie typowe dla kogoś, komu brakuje odpoczynku. 
- Dołączysz do mnie? – spytał pełen nadziei. 
- Jeżeli pytasz, czy zasnę u twojego boku, to nie, nie zasnę. Ale będę tu przy tobie trwał, pilnował cię i obserwował, dopóki się nie obudzisz z powrotem. Dlatego bądź spokojny, nigdzie nie zniknę, kiedy otworzysz swoje oczy – wyjaśniłem, po czym pocałowałem go w czoło, tuż powyżej złotej opaski z zielonym kryształem, którą nosił od... sam nie wiem, chyba od zawsze.  

<Owieczko? c:> 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz