środa, 10 lipca 2024

Od Haru CD Daisuke

Nie musiał się mną przejmować nie jest ze mną wcale aż tak źle oczywiście wiem, że za kilka godzin zmęczenie uderzy we mnie z podwójną siłą, ale jak na razie nie czuje zmęczenia i niech tak pozostanie zdecydowanie nie ma co martwić się na zapas.
– Dobrze, nie musisz się martwić świetnie sobie poradzę – Zapewniłem, rozglądając się po lesie, słysząc tak wiele dźwięki i czując tak wiele zapachów, bo nie było aż tak przyjemne zdecydowanie wolałbym nieczuć pewnego rodzaju zapachów i słyszeć dźwięki kruchych nikt poza mną nie słyszy. Oczywiście konie mają bardzo dobry węch, słuch i wzrok, jednak drapieżniki tak jak ja słyszą, czują i widzą zdecydowanie więcej nawet nocą.
Podczas podróży raczej nic nie mówiłem, nasłuchując dźwięków, które nas otaczały.
Słysząc dźwięk głośnych strzałów Rain poruszyła się nerwowo czując moją aurę, która od razu się zmieniła, zatykając uszy z powodu wysokich częstotliwości dźwięku strzałów, warcząc głośno czując narastającą złość.
– Haru? – Potrzebowałem chwili nie mogłem się uspokoić, biorąc kilka głębokich wdechów i wydechów, aby znów na powrót zachowywać się jak zawsze.
– Przepraszam, te strzały naprawdę mnie denerwują są strasznie głośne, a do tego bolesne dla mojego ciała – Przyznałem, potrząsając swoją głową, nie chcąc, aby się mną niepokoił, aby Rain się mnie bała, a Ignis znów miał ochotę sprzedać mi kopniaka, a sądząc po jego potężnej posturze mógłby mnie z łatwością zabić nawet w mojej, mniej, ludzkiej postaci.
Daisuke przyjrzał mi się uważnie z widocznym zmartwieniem swoich ślicznych oczach niepotrzebnie się mną, przejmując taki już mój urok po prostu muszę to zaakceptować.
– Może odpoczniemy gdzieś? Co ty na to? – Zaproponował, na co zgodzić się nie mogłem, nie ma nawet o tym mowy. – Nie, nie możemy przedłużać drogi bardziej, niż to konieczne – Stwierdziłem, uśmiechając się do niego łagodnie.
Mój mąż, mimo że bardzo chciał się zatrzymać postanowił wędrować dalej, tak jak tego chciałem uważnie mi się przyglądając, gdy ja rozglądałem się wokoło tym razem, będąc już spokojniejszym.
Po południu w czasie przerwy na obiad przygotowałem mu ciepły posiłek samemu, nie mając zbytnio na niego ochoty, odczuwając coraz to większe zmęczenie uderzające we mnie z każdej strony.
– Nie będziesz jadł? – Pani wznów się o mnie martwi, a po co? Przecież, gdybym był głodny zrobiłbym jedzenie i sobie, a jak na razie nie czuję takiej potrzeby.
– Nie jestem głodny lepiej nie jeść na siłę – Przyznałem, przecierając dłonią zmęczone oczy.
– Powinniśmy odpocząć – A on znów swoje ja wiem, że wyglądam na bardzo zmęczonego, zmęczonego, ale nie jest ze mną aż tak źle dam radę i odpocznę, gdy nastanie noc, a my znajdziemy bezpiecznie dla siebie kont.
– Nie, nie marnujmy czasu obaj chcemy jak najszybciej znaleźć się nad morzem – Przypominałem mu wpatruje się w niego z widoczną zawziętością, nie mogąc tak łatwo odpuścić. – No już jedź, nie możemy tracić więcej czasu – Dodałem, czekając, aż spokojnie zje przygotowany przeze mnie posiłek.
Mój mąż, nie mając innego wyjścia zabrał się za jedzenie chwilę, patrząc na mnie, tak jakby nie był czegoś pewien i chyba nawet wiem, czego i lepiej, abym nie zwracał na to uwagi i nie pokazał mu, że wiem, czym się tak martwię.
– Możemy już rodząc? – Od razu, gdy tylko zobaczyłem, że zjadł wstałem, chcąc zebrać się w drogę, nie tracąc już więcej czasu.

<Paniczu? C:> 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz