Sorey zdecydowanie za bardzo się mną przejmował, nie jestem małym dzieckiem poradzę sobie z każdym niebezpieczeństwem, albo raczej nie każdym z demonami sobie nie poradziłem, a więc nie ma co mierzyć siły na zamiary, bo faktycznie może się to źle skończyć, a gdy teraz tak o tym myślę, to lepiej byłoby, aby Sorey szedł ze mną, do czego nawet nie miałem zamiaru go namawiać doskonale, wiedząc, że mogłoby się to źle dla niego skończyć.
– Masz rację to bardzo dobry pomysł dzieci tak jak i my muszą wybrać miejsce, w którym chcą mieszkać w takim razie porozmawiam z nimi jutro na ten temat, a dziś wolę spędzić czas z tobą – Zgodziłem się na jego pomysł, przysuwając się do jego ust, aby złączyć je w namiętnym pocałunku. – Kocham cię – Zawsze mu to powtarzałem, nawet jeśli doskonale o tym wiedział lepiej powiedzieć to setki razy, niż nie zrobić tego ani razu.
– Ja ciebie też kocham moja słodziutka owieczko – Słodziutka? Jak ja mu dam słodziutką owieczkę, to się zdziwi jak złośliwy potrafię się stać, o ile już tego nie wie tylko wypiera to z pamięci lub za bardzo mnie kocha, aby przyznać, że jestem bardziej wredny niż słodki.
– Nie jestem słodki – Mruknąłem, pusząc swoje policzki, odwracając wzrok gdzieś w bok.
– Ależ jesteś, najchętniej trzymałbym cię cały czas przy sobie i nigdy nie wypuszczał – To było bardzo miłe z jego strony nie wiem, dlaczego, ale uwielbiałem, gdy mówił do mnie w ten sposób, a to dlatego, że chciałem być tylko i wyłącznie jego bez względu na to, kim w tej chwili jest.
– A wiesz nikt nie mówił, że musisz mnie wypuszczać – Zadziornie się do niego uśmiechnąłem, wspinając się na jego kolana, łącząc nasze usta w namiętnym pocałunku od razu, czując dłonie męża ściskające moje pośladki.
– Nie zamierzam cię nigdy wypuszczać ze swoich dłoni wróciłem do ciebie i nie zamierzam cię nikomu oddawać – Wymruczał, podgryzając moją dolną wargę zadziornie się do mnie uśmiechając.
Ciesząc się jego bliskością uśmiechnąłem się do niego wtulając w ciało, które tak bardzo kochałem i kochać nie przestanę.
Na dworze trochę czasu spędziliśmy tak po prostu, będąc tylko dla siebie, nie potrzebując nikogo i niczego więcej do szczęścia.
– Przemyślałeś sobie naszą rozmowę? – Przerwałem ciszę po dwóch godzinach milczenia, odsuwając się od jego ciała, patrząc mu w oczy od razu, dostrzegając jego zdziwienie, a więc wygląda na to, że nie ma pojęcia o co pytam.
– Nie rozumiem pytania, o którą rozmowę ci chodzi? – Dopytał, przez cały ten czas, bawiąc się moimi długimi włosami, które znów sięgały do ziemi tak jak sobie tego życzył i tak jak zawsze mu się to podobało.
– Pytałem o spotkanie z Yukim – Wytłumaczyłem od razu, dostrzegając jego niepokój, który nie był dla mnie zbyt zaskakujący, ma prawo się stresować co rozumiem i wspieram go najlepiej, jak potrafię. – Skarnie, jeśli się boisz nie musisz tego robić najważniejsze jest to, abyś czuł się dobrze i nie bał spotkania z własnym synem pamiętaj, że w tym wszystkim też jesteś ważny – Wyrozumiale do niego podchodziłem, podejrzewając, jak się teraz musi czuć i co może myśleć o tym spotkaniu.
<Pasterzyku? C:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz