czwartek, 4 lipca 2024

Od Mikleo CD Soreya

Od razu rzuciłem naszemu psu ostrzegawcze spojrzenie, nie życząc sobie, aby zachowywał się w ten sposób, nieważne co myśli psiak nie wolno się jej tak zachowywać, to niedopuszczalne i jeśli jeszcze raz tak się zachowa, to zostanie wyrzucona na dwór..
- Psotka ostrzegam cię - mój głos od razu uspokoił suczkę, która położyła uszy po sobie, odchodząc w stronę fotela, dając mi i mojemu mężowi święty spokój.
- Nie przejmuj się, jeszcze się przyzwyczai - Zapewniłem, siadając okrakiem na jego kolanach, uśmiechając się przy tym wesoło.
- Miki to bardzo mądry piesek i ostrzega cię przede mną, powinieneś ją posłuchać - I tego właśnie się obawiałem, Psotka nie pomaga mi w pracy nad jego zachowaniem i wiarą w samego siebie.
- Nie musi mnie bronić, ja się nie boję Kocham cię i ufam ci, nawet jeśli jesteś demonem to wciąż w sercu moim ukochanym mężem, którego nigdy nie porzucę, nawet jeśli ty sam zdołasz się już poddać - Zapewniłem, głaszcząc go po policzku.
Sorey kiwnął głową. Wiedząc, że i tak sobie go nie odpuszczę, przytulając się delikatnie do mnie, trwając tak przez dłuższy czas.
Cierpliwie wspólnie przeczekaliśmy resztę dnia przed nadejściem nocy, która to pozwoliła nam opuścić dom z potrzebnymi rzeczami i psem, który grzecznie siedział w moich ramionach.
Całą noc prowadziłem nas dobrze znaną ścieżką, starając się utrzymać Psotkę, przez którą zaczęły boleć mnie już ręce, co jak co ale swoją wagę to ona akurat ma.
Na szczęście ni moje dłonie całkowicie odmówiły mi posłuszeństwa, Sorey zalecił przerwę, widząc zmęczenie moich dłoni powoli już mdlejących od trzymania suni.
Z ulgą postawiłem Psotkę na ziemi, rozprostowując moje ręce.
- Odpocznijmy, jesteś na pewno bardzo zmęczony po tak długim dźwiganiu Psotki - Sorey miał racje, byłem zmęczony i najchętniej od razu położyłbym się spać, wtulając w jego ciało. I tak by się stało, gdyby nie dźwięki wody, które mnie przyciągały.
- Chętnie, ale najpierw pójdę zażyć kąpieli w jeziorze - Poinformowałem go, uśmiechając się łagodnie do niego.
- Dobrze, tylko uważaj na siebie - Poprosił, odprowadzając mnie spojrzeniem do lasu, który musiałem pokonać, aby dostać się do jeziora, którego ostatnio mi brakowało.
Relaks był mi naprawdę potrzebny, abym mógł znów wrócić do dźwigania naszej suczki.
Wychodząc z jeziora, usłyszałem jakieś szumy, wyczuwając energie demona, od razu podejrzewając, że to mój Sorey, bo przecież nikt inny prawda?
- Sorey? Jesteś tutaj? - Zawołałem, rozglądając się po ciemnym wciąż lesie.
Nikt mi nie odpowiedział, szum liści niczego mi nie ułatwiał, wydając wiele przeszkadzających i dźwięków.
- Sorey? - Zawołałem go jeszcze raz, ruszając w głąb lasu w poszukiwaniu mojego męża.
Im głębiej wchodziłem w las, tym bardziej miałem wrażenie, że coś jest nie tak, dlaczego Sorey miałby zaciągać mnie w głąb lasu? Tym bardziej, nie pokazując mi się na oczy.
Rozumiejąc, że coś jest nie tak, postanowiłem zawrócić, dostrzegając dwa demony pojawiające się w ciemności.
- I co my tutaj mamy? Zgubiłeś się aniołku? - Mężczyźni szeroko uśmiechali się do mnie, oblizując swoje wargi.
- Już pójdę - Nie chciałem wdawać się w konflikt, lepiej unikać demonów niż walczyć z nimi, czego w pojedynkę nie jestem w stanie wygrać.
- Nie uciekaj tak szybko, chętnie się z tobą zabawimy - Demony ruszyły w moją stronę, zmuszając mnie do obrony, na którą było mnie w tej chwili stać.

<Pasterzyku? C:>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz