wtorek, 9 lipca 2024

Od Mikleo CD Soreya

I to mi wystarczyło nawet nie licząc na to, że będzie chciał ze mną spać, broni się przed tym, uważając to za słabość, ale czy sen był słabością? Nie był, a przynajmniej nie dla mnie.
Kiwnąłem głową, uśmiechając się do niego, najważniejsze, że znów nie odejdzie, bałem się tego najbardziej.
– Nie zostawiaj mnie już więcej, nie dam sobie z tym rady kolejny raz – Wyszeptałem, czując zmęczenie mieszające się ze spokojem, dzięki niemu znów mogłem odpocząć, bo bez niego nie było to już możliwe.
Sorey coś do mnie powiedział, tylko nie byłem w stanie stwierdzić co, sen pokonał mnie szybciej, niż słowa ukochanego były w stanie do mnie dotrzeć.
Mój sen był dziwny niepokojący, znów widziałem, jak Sorey odchodzi, zostawiając mnie samego odtrąca mnie, chcąc żyć własnym życiem, coś zrobiłem, na pewno to była moja wina.

Otworzyłem oczy, podnosząc się energicznie do siadu, kładąc dłonie na głowie, musząc głęboko oddychać, aby dojść do siebie.
– Owieczko, co się stało? – Usłyszałem tak dobrze znany mi głos, czując ramiona, które otuliły mnie, chroniąc przed całym światem.
– To nic takiego miałem tylko dziwny sen – Przyznałem, mimo wszystko chowając się w jego ramionach, potrzebując bliskości i spokoju który przy, nim odczuwałem.
– A co było w tym śnie? – Pytał dalej nie przestając głaskać mojej głowy, uspokajając mnie przy tym jeszcze bardziej.
– Nic takiego – Nie chciałem się przyznawać, bojąc się, że jeśli mu o tym powiem naprawdę mnie zostawił, twierdząc, że go nie chcę, nie kocham lub sam nie wiem, pragnę, by odszedł, a tego bałem się naprawdę bardzo mocno.
– Gdyby faktycznie było to nic nie byłbyś takie przerażony, wyglądasz jakbyś zobaczył ducha w śnie, chociaż to może być źle porównanie – Miał rację, to było fatalne porównanie, duchy my anioły, jak i demony jesteśmy w stanie widzieć codziennie, nie nazywając ich duchami, a raczej zaginionymi duszami, które anioły chcą chronić, a demony zabrać ze sobą, to ich pokarm, którego nie możemy im zabronić, niektórych dusz po prostu nie da się już uratować, trafią do piekła, a tam demony i tak się z nimi rozprawią.
Nie odpowiadałem, ciesząc się jego bliskością, w śnie odszedł, ale tu jest ze mną, blisko i tylko to się dla mnie liczyło.
– Miki wiesz dobrze, że ci nie odpuszczę, chcę wiedzieć, a może będę w stanie ci pomóc – No tak, Sorey jest naprawdę uparty i nawet gdybym bardzo chciał on tak łatwo nie odpuszcza i wiem to chyba od zawsze.
Ciche westchnięcie wydostało się z moich ust przed moją wypowiedzią.
– Miałem sen, w którym odchodzisz ode mnie, a ja nie wiedziałem, dlaczego – Przyznałem w końcu od razu, czując dłonie męża, który z moich pleców przełożył na moje policzki, unosząc moją głowę, aby spojrzeć w moje oczy.
– Boisz się, że cię zostawię? – Zapytał, wpatrując się głęboko w moje oczy.
– Boję się tego, że mnie opuścisz, ale nie dlatego, że ja cię wyrzucę tylko dlatego, że ty będziesz chciał odejść, obawiając się tego, co możesz mi zrobić, nawet jeśli ja nie boję się ciebie – Wytłumaczyłem, zmartwiony tym, co mogłoby się wydarzyć, gdyby uznał, że przez bycie demonem, jest dla mnie zagrożeniem.

<Pasterzyku? C:> 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz