Nie chodziło mi o to, że Miki był głupi, bo głupi nie był. Znaczy się, był w jednym aspekcie, który był stricte związany ze mną, ale w całej reszcie Miki był niesamowicie mądry. Mądrzejszy ode mnie. Martwiła mnie jednak inna rzecz, która również była związana z nim, a mianowicie zwraca na siebie za dużą atencję. Nie dość, że jest piękny pod każdym względem, to jeszcze jego aura jest cudowna, taka czysta, przyciągająca... nic dziwnego, że zawsze tylu ludzi do niego lgnęło. Jak byłem aniołem, nie wyczuwałem tego aż tak. Może nie zwracałem na to uwagi. A może dlatego, że byłem aniołem. Teraz jednak wyczuwanie aur jest dla mnie czymś bardzo naturalnym i szybko mogę stwierdzić, czyja aura jest warta mojej uwagi, a czyja nie. Martwi mnie trochę tylko to, jakie to przychodzą mi określenia na opisywanie ich; czasem, kiedy patrzę na aurę Mikleo, przychodzą mi na myśl takie słowa jak smakowite, apetyczne, ale nie potrafię stwierdzić, co takiego konkretnego jest w niej smakowite. Takich słów używa się do opisywania jedzenia, a nie aury. Jeszcze wielu rzeczy muszę się nauczyć, jak chodzi o bycie demonem, i to mi się do koca nie podoba.
- Nie chodzi mi o to, że jesteś głupi, chodzi mi o to, że to niebezpieczne. A ja nie mogę pozwolić na to, by ci się coś stało – wyjaśniłem, czując narastający we mnie niepokój. Kolejne demony mogą go zaczepić, albo ludzie w tym mieście mogą chcieć go wykorzystać, zwłaszcza, że będzie sam, a jak wiadomo, samotna osoba to cel idealny. A jeszcze mój Miki nikogo nie skrzywdzi, bo jest za bardzo kochany... i dalej uważa, że ja go samego puszczę? Nie ma opcji.
- Musimy już zacząć rozglądać się za miejscem, w którym będziemy mogli się osiedlić. A im szybciej znajdziemy takie miejsce tym lepiej, bo później jedyne, co nam zostanie, to przenieść rzeczy ze starego domu, do nowego. Zresztą, tylko się rozejrzę, nie będę się na nic decydował – wyjaśnił, na co pokręciłem przecząco głową. Nie ma mowy. Nie zgodzę się na jego samotną drogę gdziekolwiek i kiedykolwiek.
- Samego cię nie puszczę. To zbyt niebezpieczne. Z kimś owszem, to już bezpieczniejsza opcja, i to niekoniecznie muszę być ja – odpowiedziałem, odgarniając mokre kosmyki z jego twarzy. Najlepiej byłoby, gdybym ja się z nim udał, wtedy ja już bym dopilnował, by wszyscy ręce przy sobie trzymali. Mikleo jednak za szybko chce mnie wypuścić do ludzi. Nie byłem pewien, czy potrafiłbym się zachować. Wystarczy malutka rzecz, by mnie zdenerwować, jedna nieczysta intencja względem Mikleo, nie to spojrzenie, zbyt dwuznaczne słowo i już wiedziałem, że to skończyłoby się krwawo. Chociaż, przy demonach się powstrzymałem, to może i w takich sytuacjach by mi się udało...
- To kogo proponujesz? – spytał, patrząc na mnie z uwagą.
- Chociażby dzieci. To nawet lepiej, jakbyś je wziął, skoro będą się tam rozwijać, musi im się podobać – zaproponowałem pierwsze lepsze osoby, które przyszły mi do głowy. Już samo to, że w trójkę się będą poruszać po ulicach tamtego miasta sprawi, że będą bezpieczniejsi. Co prawda, ja i tak jakoś bardzo spokojny nie będę, bo uspokoję się dopiero, kiedy wrócą znów do Azylu, ale jakoś to przetrwam i może nie rozniosę całego tego miejsca.
<Owieczko? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz