Nie mogłem się zgodzić z jego słowami. W tym momencie, jako to, kim jestem, nie byłem ważny. Demony na dole całej tej hierarchii. Według Abaddona, ma się to wkrótce zmienić, i trochę to rozumiałem, wiele demonów stara się odwrócić ten los, wzmacniając się wszelkimi dostępnymi sposobami, tylko też nie wszystkie demony mają ku temu predyspozycje. Niektóre istnieją po to, by służyć. Upadłe anioły mają szanse stać się najsilniejszymi jednostkami, i to znacznie silniejsze niż niejeden anioł, co mój niegdysiejszy przełożony udowodnił swoją osobą doskonale. Ja jednak nie byłem silny. Byłem silniejszy, niż przeciętny demon, ale dalej słabszy od większości aniołów, a przynajmniej tak mi się wydawało, nigdy z żadnym nie walczyłem. I niech tak pozostanie. Może i w teorii powinienem być ich wrogiem, ale nie zamierzałem. Miałem prosty cel, chronić rodzinę za wszelką cenę, a moimi wrogami będą ci, co będą jej zagrażać.
- Mówiłem ci, że pójdę. Na tę chwilę jestem na tak, a jak to będzie wyglądać rano, to się okaże – powiedziałem, patrząc na taflę wody, spokojną, niezmąconą, w której to odbijało się zachodzące słońce. Sielski widok, do którego ja tak trochę nie pasowałem.
- Jakbyś nie czuł się na siłach, nie musisz. Powiem, że dziadek cię nie dopuścił, i tyle – odpowiedział, ale od razu pokręciłem głową.
- Jak o coś cię będzie pytać, mów prawdę. Albo tak się trzymać prawdy jak najbliżej, jak tylko możesz. Nie chcę, byś dla mnie kłamał – dodałem szybko, zwracając na niego swój wzrok. Na piekła, jakiż on był piękny. Z błyszczącą od wody skórą, przylegającymi do ciała ubraniami, wesołymi ognikami w oczach i tymi włosami, które znów były długie, i takie mięciutkie, i piękne... on, do tej scenerii, pasuje idealnie.
- Jeśli tego sobie życzysz, to tak zrobię – odpowiedział, a jego piękne usta uniosły się w cudownym uśmiechu. – Zatem rano trzeba będzie wcześnie wstać – dodał, kładąc głowę na moim ramieniu.
- Będę nad tobą czuwał i obudzę cię, gdy przyjdzie czas – obiecałem, tuląc go do siebie i kciukiem drażniąc jego biodro. – Jeżeli jesteś zmęczony, daj mi znać i wrócimy. Nie ma sensu, byś się tu męczył – dodałem, zdając sobie sprawę z tego, że może być zmęczony. Jeżeli jego ciało dalej reaguje na moją nieobecność, jak kiedyś, to musi być zmęczony. Już podczas naszego seksu zauważyłem, że znów jest troszkę zbyt chudziutki i widać u niego kości. Ja wiem, że on zawsze taki szczuplutki jest, ale teraz jest za szczuplutki. Mam jednak nadzieję, że wkrótce to się zmieni. Lubię, kiedy jest szczuplutki, ale nie, kiedy wtedy, kiedy mogę policzyć jego żebra.
- Możemy tu zostać, tu jest przyjemnie – wymamrotał, ale ja już wyczułem, że za kilka minut mi tutaj zaśnie.
I nie myliłem się.
Mikleo zasnął w tym samym momencie, w którym słońce zniknęło za horyzontem. Kiedy upewniłem się, że śpi snem twardym, chwyciłem go odpowiednio, by mi przypadkiem nie wysunął się z rąk, i powoli wstałem z pomostu, tuląc go do swojego ciała. Był strasznie leciutki, i teraz już nie byłem pewien, czy to ja taki silny byłem, czy to on tak mało ważył... będę go z wagą pilnować. Ale wpierw go zaniosę do łóżka i opatulę go kocem, by mu się wygodnie spało. I nakarmię Psotkę. Mam tylko nadzieję, że nie poniesie jakiegoś rabanu, jak się do niej zbliżę.
<Owieczko? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz