wtorek, 9 lipca 2024

Od Soreya CD Mikleo

 Wpatrywałem się w jego osobę zdając sobie sprawę, że to byłoby możliwe. Przecież się obawiam, że go skrzywdzę. Gotów byłem na śmierć, by tylko był bezpieczny. Pewnie gdyby nie jego słowa i zapewnienie, że moja demoniczna postać mu nie przeszkadza i mnie potrzebuje, próbowałbym od razu wtedy, po przebudzeniu po walce z Abaddonem kontaktować się z Lailah, by dokończyła robotę. Jednak on nic takiego nie mówił. A wręcz przeciwnie, chciał, bym został, pomimo tego, co czuję ja i co mówi mu świat. 
- Nie opuszczę cię dopóki mi nie powiesz, że mam to zrobić – wyznałem chwytając jego dłoń, by ucałować jej wierzch. – Tak jak w twoim śnie boję się, że coś ci zrobię, zwłaszcza, że już przypadkiem cię skrzywdziłem, ale póki nie powiesz mi prosto w twarz, że mam odejść, nie opuszczę cię. Wróciłem tu na ziemię, by ci służyć i zapewnić bezpieczeństwo. I jeżeli twoim życzeniem jest to, bym przy tobie tkwił, to będę przy tobie tkwić. Chociaż chcę, byś wiedział, że to nie jest najmądrzejszy pomysł – dodałem, patrząc głęboko w jego piękne oczy. 
- Nie musi być mądry, chcę tylko, byś przy mnie był – odpowiedział, a w kącikach jego oczu zabłyszczały łzy. Od razu otarłem je kciukiem nie chcąc, by płakał. Przecież się nic nie dzieje. Dalej tu jest w swojej całej, szpetnej i piekielnej postaci. 
- I jestem. I obiecuję, że będę cię chronił, nawet przed sobą samym. Chodź tu do mnie – poprosiłem, ukrywając go w swoich ramionach i gładząc go uspokajająco po plecach. To był tylko sen, a jedyne, co jest w stanie mnie od niego odwieść, to on sam. – Już lepiej? – dopytałem po chwili tulenia go do siebie. 
- Przy tobie zawsze mi lepiej – wyznał, wtulony w moje ciało. A skoro tak było mu dobrze, no to mu pozwalałem przy mnie trwać. 
- Mam więc nadzieję, że to się nigdy nie zmieni – wyznałem, po czym go ucałowałem w czubek głowy. – Potrzebujesz kąpieli? Może... – zacząłem wymieniać wszystkie te rzeczy, które jak dobrze pamiętałem, sprawiały mu radość. A przynajmniej chciałem je wymienić, bo przerwało mi pukanie do drzwi. Od razu cały się spiąłem. Tutaj nikt miał nie przychodzić, czyż nie? Nie byłem, jak wyglądałem, czy iluzja działa czy nie, już wiedziałem, że przeglądanie się w lustrze nie ma za bardzo sensu. 
- Mamo? – usłyszeliśmy zaraz, a ja potrzebowałem chwili, by zorientować się, kto to taki. Yuki. Na wszystkie kręgi piekieł, nie słyszałem go od... od dobrych dwóch lat, tak właściwie. Odkąd się wyprowadził, nasz kontakt się mocno ograniczył. Miki jeszcze za pomocą wody się mógł z nim kontaktować, ja takich możliwości nie miałem. Z chęcią bym z nim pogadał, ale chyba nie powinienem tego robić w takim stanie. 
- Chodź, przywitamy się, Yuki bardzo się ucieszy, kiedy cię zobaczy – odezwał się Mikleo, chyba nie rozumiejąc moich obaw. 
- Z czego ma się ucieszyć? Z tego, że jego ojciec stał się demonem? – spytałem cicho, patrząc z obawą na drzwi. Ja wiem, że będę musiał powiedzieć dzieciom, kim jestem, ale czy ja chcę to robić w tym momencie? W ogóle tak właściwie nie chcę tego robić, bojąc się zobaczenia zwodu i strachu w ich oczach. 

<Owieczko? c:>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz