środa, 10 lipca 2024

Od Soreya CD Mikleo

 Nie chciałem go wtedy zostawiać, ale musiałem. Sama przemiana nie wystarczyłaby do pokonania Abaddona, a nawet po treningu był mały problem. Może gdyby mnie słuchał, i poparł mój pomysł, nie zostałby sam, i przed upadkiem coś byśmy ustalili, ale on nawet nie chciał tego słuchać. I co ja miałem zrobić? Musiałem iść z planem samotnie, nawet jeżeli było to dla mnie ciężkie. Nie czerpałem przyjemności z zamordowania tamtej kobiety, ale nie miałem żadnego innego wyjścia. No chyba, że śmierć swoją, Mikleo i setek innych ludzi, i aniołów... dobry wybór, którego nigdy nie będę żałował, zwłaszcza, że dzięki niemu już żadne z naszych dzieci nie będzie musiało żyć w strachu i ciągłym poczuciu niebezpieczeństwa. Trochę się martwiłem teraz o Mikleo. Już zgrzeszył dla mnie raz. Boję się, że może to zrobić jeszcze raz. Nie wiedziałem, jakie będą tego konsekwencje, ale nie chciałem, by cierpiał. Wystarczy, że ja dla niego cierpię i grzeszę, i to wystarczy, on nie musi. 
- Spróbować mogę. Jeżeli będę czuł, moja iluzja jest słaba, po prostu nie wyjdę. Nie chcę straszyć Emmy i młodego swoim wyglądem – powiedziałem w końcu, nie do końca pewny, czy to taki dobry pomysł. Yuki to jedno, jego rodzina to drugie.
- Jak na razie świetnie ci idzie, wyglądasz jak anioł – powiedział, trochę mnie pocieszając. Zerknąłem w lustro z małą nadzieją, że zobaczę, jak teraz wyglądam, ale oczywiście nie było mi to dane. Z tego co wiem, moje ciało będzie się jeszcze zmieniać, deformować, bo bądź co bądź, jestem młodym demonem. Nie zdziwiłbym się, jak pewnego dnia obudzę się z jakimiś dziwnymi, ostrymi zębami, i może nawet rogami. Jeżeli dobrze zrozumiałem Abaddona, im więcej grzechów, i im poważniejsze one są, tym bardziej moja aparycja się będzie zmieniać. A do tej pory tak właściwie, nic bardzo złego nie zrobiłem. Jeszcze. Dziadek trochę mnie uspokaja i trzyma w ryzach, więc póki tu jestem, bardziej powinienem przypominać dawnego siebie niż nowego siebie, a to dobrze dla Mikleo i dzieci. Może jak też zapamiętam to uczucie spokoju, to później będzie mi łatwiej go utrzymać? To się dopiero okaże...
- Nie pozostaje mi nic innego, jak ci zaufać – powiedziałem, siląc się na delikatny uśmiech, by się tak o mnie nie martwił. Jestem tylko demonem, po co martwić się o najgorsze ścierwo? Niech się martwi o siebie, o dzieciaki, o zwierzaki, ale nie o mnie. – Wszyscy raczej teraz powinni w domach siedzieć, prawda? – odezwałem się, zerkając przez okno. Chciałem, aby już przestał mówić o mnie. Już dosyć atencji dostałem, a przecież najważniejszy nie jestem. 
- Pewnie tak – odezwał się niepewnie, chyba nie do końca wiedząc, co mam na myśli. 
- Wyjdziemy gdzieś? Mam serdecznie dosyć siedzenia w domu. Nie musimy nigdzie iść, możemy nawet przed domkiem siedzieć, byleby tylko nie w środku – poprosiłem, mając nadzieję, że się zgodzi. Gdziekolwiek, byleby nie w zamknięciu, z dala od wiatru i słońca, no po prostu bez świeżego powietrza. Jeżeli też jednak Mikleo mi powie, że musimy zostać w domu, to zostanę wraz z nim, to nie jest w końcu nic takiego. Najważniejsze, że on tu obok jest, z nim to wszystko przeboleję.  

<Owieczko? c:>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz