czwartek, 4 lipca 2024

Od Soreya CD Mikleo

 Kiedy tylko się od siebie odsunęliśmy, zacząłem przyglądać się z uwagą Mikleo i jego szyi, na której pozostawiłem swoje ślady. Odznaczały się cudownie na jego alabastrowej skórze. Teraz wszyscy będą mogli dostrzec, że moja Owieczka jest moja, i niczyja inna. Oby inne demony także to dostrzegły i go zostawiły w spokoju. Mikleo mógł twierdzić, że ci parszywcy chcieli go tylko pobić, ale ja swoje wiedziałem. Czułem ich pragnienia bardzo dobrze, to nie pobicie było ich zamiarem, to miało być tylko środkiem do osiągnięcia celu. Czy istnieje coś lepszego dla demona niż poniżenie anioła poprzez gwałt i totalne zdominowanie go? Dla jego bezpieczeństwa nie będę go spuszczać z oka. Chyba, że w Azylu, tam będzie bezpieczny. I nawet nie wiem, czy będę mógł tam z nim wejść. Na miejscu dziadka bym mnie nie wpuszczał. 
- I właśnie o to chodzi – powiedziałem, gładząc go po policzku. Jego skóra jak zawsze była chłodniejsza od mojej, ale pomimo tego wydawała się być o wiele bardziej przyjemniejsza w dotyku. Taka gładziutka, mięciutka, pachnąca, żywa... w każdym aspekcie jest lepsza od mojej, pokrytej bliznami, szorstkiej i na pewno nie pachnącej. Ja to dopiero muszę śmierdzieć paskudnie. – Prześpij się i odpocznij, ja dopilnuję, by nikt tu się nie kręcił – dodałem, schodząc z niego i siadając obok, opierając się o drzewo. 
- Możesz położyć się ze mną. Mogę znowu użyć swoich mocy... – zaczął, ale nie pozwoliłem mu dokończyć, bo już wiedziałem, co tam sobie myślał. 
- Nie, Miki. I bardzo proszę, nie używaj swoich mocy na mnie ponownie. To nie jest właściwe. Nie potrzebuję spać, więc nie chcę się przyzwyczajać do snu. Potrzeba snu to kolejna słabość, której nie chcę się nabawić.  Bez snu będę mógł cię zawsze pilnować, będę bardziej efektywniejszy, i dzięki temu ty będziesz bezpieczniejszy – wyjaśniłem, patrząc na niebo. Za chwilę zacznie świtać, nie wiem, czy Mikleo fajnie się będzie spać, kiedy promienie słońca łaskotać będą jego cudne policzki. Najwyżej mogę go ukryć pod moimi skrzydłami. Tylko mam czarne pióra, a czarny pochlania światło, i może być mu gorąco... 
- Sen, i takie inne, ludzkie potrzeby, to nie tylko słabość. To także przyjemność, chwila odpoczynku. Nie patrz na to, jak na słabość – Miki, kochany Miki mnie nie rozumiał. Był już przyzwyczajony, i teraz chyba niemożliwe byłoby, by zrezygnował z tego wszystkiego. Ale to nic. On może czerpać sobie przyjemności z tego wszystkiego, a ja go będę go pilnować, skoro jestem taki świeży i pełen przekonań, których nabyłem od Abaddona. 
- Zamiast tych przyjemności wolę cię pilnować. Im bezpieczniejszy będziesz, tym ja będę spokojniejszy. Mam ci przygotować poduszkę pod postacią zwiniętego koca? Czy się obędziesz bez tego? – spytałem, patrząc na niego wyczekująco. 
- Przytulę się do ciebie, jeśli mogę – poprosił, na co się delikatnie uśmiechnąłem. 
- Oczywiście, że tak, nigdy się nie musisz o to pytać. Dziwię to ja ci się, że mój zapach ci nie przeszkadza. Ty pachniesz słodziutko, przywodzisz mi na myśl... sam nie wiem, jakieś takie słodkie ciasteczka. Bo ty cały słodki jesteś – odarłem, wyciągając ręce w jego stronę, by mógł się do mnie przytulić, tak, jak tego chciał. 

<Owieczko? c:>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz