Obawiając się o Haru grzecznie podążyłem za jego imitatorem, nie zauważając nigdzie w pobliżu Kody. Jeżeli ten pies faktycznie jest mądry, w tej chwili powinien szukać Haru, tylko czy go znajdzie... Jeżeli nie, to mój mąż także na pewno mnie znajdzie, kiedy tylko wróci, czyli za jakieś dwa dni. To nie jest aż tak długo. Chyba, że Koda go znajdzie wcześniej, ale to nie wiem, czy tak dobrze. Lepiej, by Haru był gotowy na walkę. Chociaż, czy ten wygnaniec chciał walczyć? Niby nie chce rozgłosu, ale porwał mnie i... co? Jaki ma w tym cel? Chyba, że jest to szaleniec, i po prostu to mu się to podoba.
Zaprowadził mnie do slumsów i wtedy nagle stanęliśmy. Niby Haru odwrócił się w moją stronę z delikatnym uśmiechem i wyciągnął dłoń w stronę mojej twarzy, na co od razu się cofnąłem. Nie będzie mnie dotykał ktoś taki jak on.
– Muszę zawiązać ci oczy. Na wypadek, jakby twój piesek cię jednak uratował – odpowiedział łagodnie, pokazując chustę, której zamierzał użyć.
– Jeżeli mnie uratuje, i tak zobaczę drogę. Jeżeli mnie nie uratuje, najpewniej zginę. Czy co tam ze mną planujesz, bo dalej nie do końca wiem, czego chcesz – odpowiedziałem, pozwalając mu na zakrycie mi oczu. Skoro to go ma zadowolić...
– Pozbyć się dwóch irytujących much możliwie jak najciszej. Miło, że mi to ułatwiasz – odpowiedział, chwytając moją dłoń i zaczynając mnie prowadzić. – Gdybyście odpuścili, nic z tego nie miałoby miejsca.
– Gdybyś nam nie groził i nie kradł, nic takiego nie miałoby miejsca. Tak trudno było znaleźć uczciwą pracę? Czy po prostu się nie chciało?
– To zabawne, że ktoś taki jak ty mówi o uczciwej pracy – odpowiedział obrzydzonym tonem. Nie ukrywałem, że dzięki mojemu pochodzeniu początek miałem prosty. Ale żeby utrzymać, a nawet wzmocnić tę pozycję i to bez żadnych takich ciemnych interesów, musiałem trochę popracować. Dalej muszę. Ale zdecydowanie nie ma sensu mu tego tłumaczyć.
Dałem się mu poprowadzić do jakiegoś zatęchłego miejsca, grzecznie usiadłem na ziemi, dałem się związać, nie robiłem żadnych kłopotów dalej nie rozumiejąc, o co może chodzić. Wychodzi na to, że musiałem się zbliżyć do ważniejszych informacji, skoro zdecydował się na tak drastyczne kroki. Albo dowiedział się, że Haru nie ma w mieście i wykorzystał okazję.
– I teraz prezentuję się godnie według ciebie? Na szczęście udało mi się znaleźć takie same ubrania – w pewnym momencie usłyszałem siebie, a kiedy podniosłem głowę ujrzałem... cóż, siebie. To było dziwne uczucie, patrzeć na własną twarz, którą przybrała inna osoba. Mój głos też brzmiał jakoś tak dziwnie... Zawsze tak brzmię? Ależ muszę ranić uszy mojego męża.
– I czemu ma służyć ta szopka? – spytałem, marszcząc brwi i jednocześnie odwracając wzrok. Patrzenie na siebie samego było strasznie konfundujące.
– Będzie musiał wybrać, kto zostanie zabity. A polegać będzie tylko i wyłącznie na swoich domysłach. Jego węch na nic mu tu się nie zda – odpowiedział, zajmując krzesło blisko mnie. Rozejrzałem się po pomieszczeniu i na belkach przy suficie zauważyłem łuczników, którzy się przygotowywali. – Już tu pędzi. Wedle moich informatorów nie wygląda na zachwyconego.
Wygnaniec dał się związać, a ja zacząłem się zastanawiać, czy w ogóle da się zabić. Musi mieć jakiś plan na wypadek, gdyby Haru dobrze wybrał. Nie może tak wszystko stawiać na jedną kartę. Strzelec nie trafi? A może ma pod ubraniem jakąś magiczną kolczugę? Przekonamy się. Jak na razie byłem spokojny o swoje zdrowie, ufałem Haru bezgranicznie i wiedziałem, że jeśli przyjdzie co do czego, nie pomyli się. Bardziej martwiłem się o niego, czy zdoła tu dotrzeć bez zwracania na siebie uwagi strażników i gwardzistów, i bez większych ran.
<Piesku? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz