sobota, 2 maja 2020

Od Mikleo CD Soreya

Sorey postanowił odpocząć, co obojga nas uspokoiło, mimo wszystko czuliśmy się przy nim ostatnio trochę niepewnie. W głębi duszy wiedziałem, że jest dobry i wszystko będzie jak dawniej, jednak niepokoiło mnie to wszystko, co zaczęło się dziać, najpierw nagły wybuch złości, później ta agresja, zobojętnienie i widoczna irytacja teraz niepewności to nie wróżyło niczego dobrego. Do tego ta pogoda w żadnym wypadku nie pomagał a, wręcz pogarszała całą sprawę, jak gdyby już nie było nam bardzo ciężko.
Westchnąłem cicho, wpatrując się w niebo, mając nadzieję, że mój przyjaciel już zasnął.
- Mikleo - Lailah położyła mi dłoń na ramieniu, odwróciłem głowę w jej stronę, zauważając ciepły uśmiech na jej ustach, odwzajemniłem gest, ciesząc się z jej obecności, nie wiem, co bym bez niej zrobił. - Nie martw się, zrobię wszystko, aby mu pomóc - Zapewniła, jednak jej mina nie odzwierciedlała tego samego.
- Nie jesteś pewna prawda? - Spytałem, na co kiwnęła głową, no tak zdecydowanie najwięcej zależy teraz od samego Soreya czy jest w stanie wygrać z tym, co w nim siedzi, podda się, a wtedy straci nas na zawsze.
Oparłem głowę na kolanach, cicho wzdychając, zamknąłem oczy, wsłuchując się w odgłosy natury, cierpliwie czekając na koniec deszczu.
- Naprawdę nas opuścisz? - Zapytałem, unosząc głowę, tak by móc się jej przyjęć, przerywając tym samym ciszę.
- Tak, pasterz nie może poddać się złu i nie może zabijać. Soreya dał się ponieść i zabił człowieka, nieważne czym był i co chciał ci zrobić, to był człowiek opętany przez zło, obowiązkiem pasterza jest oczyszczenie zła niezabijanie. Bez względu na to, co myśli zgrzeszył, nawet jeśli ratował przyjaciela - Wyjaśniła, kiwnąłem głową, Lailah wypełni swoją obietnicę i odejdzie, byleby udało jej się mu pomóc, z takim jego wcieleniem nawet ja długo nie wytrzymam.
Rozmawiałem z Lailah o wszystkim aż do przebudzenia się przyjaciela. Dowiedziałem się naprawdę wiele, o tym, co możemy, a czego nie możemy, co łączy nas z ludźmi, a co od nich oddala, wyjaśniła mi działanie paktu i luki w nim się znajdujące, nie podobało mi się jedynie przymusowe uwięzienie Serafina, odebrałem to trochę tak, jak gdybyśmy byli własnością człowieka, z którym podpiszemy pakt i mogli zostać przez niego uwięzieni, bo on tego chcę, tylko się cieszyć z nieświadomości Soreya.
O wilku mowa, deszcz przestał padać, a nasz śpiący księże jak na zawołanie podniósł się do siadu, nie wiem, czy spał, czy tylko udawał. Wolałbym, aby nie słyszał naszej rozmowy, zdecydowanie nie było w niej nic ciekawego dla niego.
- Wyspany? - Zapytałem, zdejmując swoją barierę, deszcze przestał padać, nie była już potrzebna jej utrzymywać.
- Tak - Krótka i treściwa odpowiedź nic więcej nie trzeba. Pasterz rozciągnął się leniwie, wyglądał zdecydowanie lepiej, chyba potrzebował solidnego odpoczynku, z czym nie mieliśmy problemu. - O czym rozmawiacie? - Zapytał, a ja przez chwilę miałem wrażenie, że jednak coś słyszał, może tylko mi się wydawało.
- Poruszaliśmy tematy ludzi i serafinów - Tym razem odezwała się Lailah biorąca na ręce kotka, który do niej akurat podszedł. 
Sorey przez chwilę przyglądał nam się uważnie, tak jak gdyby nie do końca nam ufał, sam nie wiedziałem, dlaczego w końcu pani jeziora nie kłamała, co prawda niecały czas rozmawialiśmy tylko o tym, jednak nie musieliśmy od razu informować go, o co poniektórych sprawach.
W końcu kiwnął jednak głową, poprawiając swoje włosy, gotowy do drogi. Szczerze przez to wszystko sam już nie wiedziałem, gdzie my się wybieramy, mamy jakiś cel? Pasterz miał, ale...
A więc zaczynam wszystko rozumieć. Sorey chcę udowodnić, że wszystko z nim w porządku i wciąż walczyć ze złem, Lailah dała mu szansę, aby pomóc dojść mu do siebie lepiej niech tej szansy nie zmarnuje i skupi się na sobie.
- Możemy już ruszać? - Czekał na nas, chcąc zapewne ruszać do nowych miast, aby walczyć ze złem, nie byłem pewien czy to dobry pomysł, jednakże kłótnie z nim w grę nie wchodziły, wolałem nie zaczynać z nim dyskusji i tak już wystarczająco nabroiłem.
- Chyba... - Słowa białowłosej przerwał mocny wiatr, kot siedzący na jej kolanach już głośno syczał, wyciągając swoje pazurki. Z ciemnych chmur, które jeszcze nie przeminęły, wyleciał potężny smok zionący ogniem, kolejna opętana istota zmieniona w smoka, tym razem jednak bestia leciała wprost na nas, musieliśmy się bronić, ucieczka raczej nie wchodziła już w grę.
- Sorey dasz radę? - Oboje z Lailah spojrzeliśmy na niego, cała nadzieja w nim, nie pokonamy go bez niego, a i on nie pokona smoka bez nas, teraz musieliśmy polegać na sobie, aby wspólnymi siłami oczyścić to potężne zło.

<Sorey? C:>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz