sobota, 2 maja 2020

Od Soreya CD Mikleo

Na ten moment czekałem. Wreszcie mogłem udowodnić, że nic mi nie jest. Kiwnąłem energicznie głową na ich słowa, patrząc na smoka z podekscytowaniem. Nie czułem ani trochę strachu, a ekscytację. Zbyt długo siedziałem na tyłku i nic nie robiłem.
Walka była długa i męcząca, ale jednocześnie nigdy nie czułem się tak wspaniale. W dodatku po raz pierwszy od dawna skorzystałem z mocy, którą zapewniały mi pakty zawarte zarówno z Lailah jak i Mikleo. Czemu wcześniej tego nie robiłem? Ach, no tak. Wcześniej byłem słaby i po zakończeniu przemiany padałem na ziemię. Teraz było inaczej, w końcu byłem silny.
Kiedy w końcu zło zostało oczyszczone, Serafiny zmaterializowały się obok mnie, a ja powróciłem do swojego normalnego wyglądu. Poczułem się także z powrotem słaby. Nie sądziłem, że przemiany niosą ze sobą tak wielką potęgę; najwidoczniej wcześniej byłem zbyt głupi, aby je dostrzec.
Zrozumiałem także, że nie mogłem dopuścić do tego, by Lailah mnie opuściła; z nią byłem potężny. To nie znaczyło, że uważałem Mikleo za tego słabego; wręcz przeciwnie, był równie silny, co białowłosa, ale o niego nie musiałem się martwić. On był moim przyjacielem, obiecał, że mnie nie zostawi. Z kobietą było inaczej i musiałem zrobić wszystko, by przy mnie pozostała. Owszem, mając miecz miałem nad nią władzę, ale wkrótce z powrotem zacznie się o niego ubiegać i wątpiłem, czy zdołam wymyśleć jakąś wymówkę. Wcześniej słyszałem kawałek rozmowy pomiędzy Serafinami i wiedziałem, że mógłbym uwięzić Lailah w jej własnej broni. Nie wiedziałem tylko, jak mógłbym to zrobić.
Czując na sobie spojrzenie Serafinów, odwróciłem się w ich stronę i posłałem im radosny uśmiech. Czułem się naprawdę wspaniale. Zdołałem dostrzec w ich oczach wyraźną ulgę, Mikleo nawet uśmiechnął się lekko, co nie było zbyt częstym widokiem.
- Jak się czujesz? – spytała Lailah, obserwując mnie uważnie.
- Świetnie – powiedziałem wesoło, oglądając ranę na przedramieniu. Przyznam, powstała tylko i wyłącznie przez moją głupotę, przez radość byłem zbyt rozkojarzony i nie zauważyłem ogona bestii, jeden z kolców na jego końcu zadał mi dość głęboką ranę, ale nie przejąłem się tym zbytnio. Nie czułem żadnego bólu związanego z tym rozcięciem, prędzej irytowała mnie ta rana. Kolejna kurtka zniszczona, w końcu nawet jeśli sprałbym z niej krew, nie miałem przy sobie żadnej igły z nitką. Zdecydowanie moim kolejnym celem było miasto oraz zakup igły, nitki oraz nowej kurtki, ponieważ ta była moją ostatnią, a dzięki funduszom, które dała mi Alisha, mogłem sobie pozwolić na takie luksusy.
- Mimo wszystko powinieneś bardziej uważać – powiedział Mikleo obserwując, jak zdejmuję zniszczone odzienie i powoli leczę rozcięcie.
I że ty mi to mówisz, pomyślałem z lekką irytacją. Dwadzieścia cztery godziny temu Mikleo omal nie zginął, walcząc z helionem i teraz mówi, że to ja powinienem być ostrożny.
Miałem jednak dobry humor i tak drobna rzecz nie była w stanie wytrącić mnie z równowagi.
- Nic mi nie jest - uśmiechnąłem się do przyjaciela. – Możemy zajrzeć do najbliższego miasta? Przydałoby mi się kupić parę rzeczy.
Oboje kiwnęli potakująco głowami. Wydawali się teraz o wiele bardziej spokojniejsi wobec mojej osoby. I bardzo dobrze, może przestaną być choć odrobinę mniej podejrzliwi. Powinienem się pospieszyć i jak najszybciej dowiedzieć się, jak mógłbym uwięzić Lailah w mieczu. Dzięki jej mocy będę mógł skuteczniej wypełniać obowiązki pasterza. Zdawałem sobie sprawę, że kobiecie nie za bardzo spodoba się taka sytuacja, ale nie miałem za bardzo wyjścia. Nie byłbym zmuszany do tak drastycznych środków, gdyby nie zechciała mnie opuścić.

<Mikleo? :3>

554

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz