Oboje z Lailah odetchnęliśmy z ulgą, Sorey oczyścił smoka, nie zabijając go równocześnie, nie musieliśmy się już chyba o niego martwić. Zdawał się taki jak dawniej, co znaczniej nas uspokoiło.
Razem z panią jeziora trochę już bardziej ufni postanowiliśmy ruszyć wraz z pasterzem do miasta, aby ten mógł zakupić najpotrzebniejsze dla siebie rzeczy. My natomiast towarzysząc mu, mieliśmy okazję poprzyglądać się ludziom, chyba oboje z białowłosą czuliśmy to samo, gdy widzieliśmy ludzi poddających się złu, dla nas czyniących dobro nigdy nie było to przyjemna, ciężar, który w nas uderzał, zawsze niósł skutki uboczne. Każdy Serafin był nieufny i odizolowany od ludzi nie mówiąc już o uprzedzeniach, zapewne, gdybym nie znał Soreya od dziecka, nie szedłbym teraz za nim i nigdy nie podał mu swojego imienia, z całej naszej czwórki, którą poznał, tylko ja nie zdradziłem go nikomu innemu, nie chcąc, aby ktokolwiek prócz mojego przyjaciela mógł kiedykolwiek korzystać z mojej mocy, chociaż i co do niego byłem przedtem uprzedzony, nie chcąc, aby znosił moje cierpienie, które i tak udaje mi się maskować od chwili, gdy pojawiła się Lailah.
- Przygnębiająca aura - Lailah zatrzymała się na chwilę, gdy Sorey podszedł do jednej z budek, aby wybrać coś dla siebie. Kiwnąłem głową na te słowa, gdy tylko się tu zjawiliśmy, czułem nieprzyjemny ucisk w gardle, z powodu którego nawet słowa nie chciały płynąć z moich ust. W milczeniu patrzyłem na tych ludzi, pragnąc opuścić już to miasto, ostatnio zbyt wiele widziałem i zbyt wiele czułem, aby mieć nawet siłę rzucić złośliwy teks w ich kierunku, nie widzieli mnie, co za tym idzie, nie było sensu się wysilać, nie tym razem.
- Mam wszystko - Radosny Sorey podszedł do nas, na co zmrużyłem lekko oczy, wydawało mi się przez chwilę, że jest zbyt entuzjastyczny, miałem wrażenie, jak gdyby udawał. Chłopak, widząc moją minę, położył mi rękę na włosach, czochrając je, w tym swoim zaczepnym geście, to mnie uspokoiło, wszystko było w porządku, wrócił nasz stary głupotki pasterzyk.
- Chcesz zostać tu na noc? - Zapytałem, na co pokiwał przecząco głową, kierując się do wyjścia z miasta, najwidoczniej i jemu przeszkadzała ta straszna auta, która się tu unosiła.
Szczerze powiedziawszy, byłem szczęśliwy, gdyż sam nie chciałem zostawać tu ani sekundy dłużej, po minie Lailah wywnioskowałem to samo, miała już dość tego miejsca, jesteśmy więc zgodnie w tej sprawie to najważniejsze.
Opuszczając miasto, wiedzieliśmy, że w swoim czasie i tu wrócimy, aby oczyścić to miejsce jednak nie teraz, to nie ten czas dziś wystarczająco dużo mocny zużyliśmy, a sam Sorey stopniowo powinien uczyć się używanie naszych mocny nic na siłę bez pośpiechu.
***
Do wieczora wędrowaliśmy, kierując się w stronę gór, nie do końca z Lailah wiedzieliśmy poco. Jednakże robiliśmy to, co było nam odgórnie narzucone, po rozłożeniu koców i rozlaniu ogniska jak zwykle postanowiłem iść nad wodę, ciesząc się w duchu z tych postoi, nie wiedziałem, czy Sorey robił to przypadkiem, czy celowo, ale najczęściej każdy nas obóz znajdował się blisko wody, co wręcz mnie zachwycało.
Zanurzyłem się w wodzie, ciesząc się jej chłodem, już przed wejściem do niej rozwiązałem włosy, aby mogły na chwilę odpocząć od gumki.
Zamknąłem oczy, oddając się w zupełności wodzie, przez chwilę zapominając o bożym świecie, wynurzając się z wody, po kilku może kilkunastu minutach nieświadomie znajdując się niebezpiecznie blisko przyjaciela, który nachylał się nad wodą z szerokim uśmiechem, lekko mnie to speszyło, a jednocześnie zaniepokoiło.
- Coś się stało? - Pytając niepewnie, wspiąłem się na brzeg, pozostawiając nogi w wodzie, osuszając całą resztę ciała z wody.
- Nie, w żadnym wypadku, po prostu ostatnio było między nami trochę nieprzyjemnie trzeba to naprawić - Stwierdził, siadając za mną, nie czekając nawet na moje pozwolenie, rozczesując moje włosy, skubany był gotowy, czułem grzebień na włosach, tego nie mógłby sobie odpuścić, mogę być pewien, że wraca do zdrowia.
Westchnąłem cicho, zgadzając się z nim, bo co miałbym innego powiedzieć, w końcu sam jestem tego winien.
- Mikleo wiesz, tak sobie myślałem o Serafinach i ludziach, przepraszam, że to powiem, ale słyszałem waszą rozmowę z Lailah o możliwości uwięźnięta Serafina w broni - Zaczął, a moje mięśnie spięły się, zaczynając podejrzewać, czego może chcieć.
- Nie myślisz, chyba że powiem ci, jak to działa? - Usłyszałem ciche prychnięcie z jego ust, puścił na chwilę moje włosy, aby uchwycić mój podbródek.
- Jesteś mi coś winien, powinienem wiedzieć o was wszystko, coś mi obiecałeś - Wymruczał, palcem jeżdżąc po moich ustach, od razu zrobiło mi się gorąco, on naprawdę czasem zachoruje się jak głupek.
- Nie wykorzystasz tego przeciwko nam prawda? - Spytałem, patrzący mu prosto w oczy nie chcąc mieć na sumieniu drugiego siedzącego przy ognisku nieświadomego Serafina.
- Oczywiście, że nie - Przysięgł, puszczając mój podbródek, wracając do zabawy moimi włosami.
- Działa to tak samo, jak rozkaz „do środka”, w tym wypadku tylko rozkazuje się serafinowi, aby wracał do swojego konkretnego artefaktu - Wyjaśniłem, nie byłem pewien czy powinienem mu to mówić, jednak to mój przyjaciel nigdy nas nie skrzywdzi prawda?
- Dobry chłopiec - Wyszeptał mi go ucha, zmrużyłem oczy, już chcąc się bulwersować za tego chłopca, jednak jego usta na moim karku całkowicie mnie speszyły, a z głowy wyleciała mi cała złość.
- Nie zaczynaj znowu - Wydusiłem, zawstydzony zakrywając dłońmi kark, w duchu przeklinając go za trzymanie moich włosów, gdyby nie to chyba już zwiałbym do wody.
<Sorey? C: >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz