czwartek, 1 września 2022

Od Soreya CD Mikleo

Zdecydowanie mówił o mnie za dużo dobrego. Po pierwsze, cudowny to ja na pewno nie byłem i nigdy nie będę, a po drugie nie zdarzało mi się czasem o czymś zapominać, a bardzo często. Czy Serafiny zawsze widzą to wszystko w tak pozytywny sposób, czy to mój Miki jest tak niesamowity? Niezależnie od odpowiedzi, mój mąż był dla mnie za dobry. Nie zasługiwałem na tak dobre słowa z jego strony. Najpierw go skrzywdziłem przez te głupie ugryzienia – tak, mówił mi, że go to nie boli, ale jakoś tak nie za bardzo chciało mi się w to wierzyć – to jeszcze te głupie zakupy. Gdybym trochę się bardziej skupił, na pewno wpadłbym na to, by skontaktować się z nim telepatycznie, no ale jestem głupi i na to nie wpadłem. 
- Jesteś dla mnie za łaskawy – przyznałem, mimo wszystko patrząc na niego ze zmartwieniem. Gdyby nie ja, mógł sobie spokojnie siedzieć w domu i nie słuchać tych wszystkich dziwnych plotek na nasz temat. 
- Albo ty sam jesteś dla siebie za surowy – odparł, delikatnie się do mnie uśmiechając. Nadal nie byłem tak do końca przekonany, ale nawet jeżeli zacznę tłumaczyć Mikleo, dlaczego tak się czuję, to i tak mnie nie zrozumie. On jest zdecydowanie za kochany i za miły, nie zrozumie, dlaczego tak się czuję. Moja Owieczka jest najukochańsza we wszechświecie i nigdy, ale to przenigdy zdania nie zmienię. – Idę go nakarmić – dodał, kiedy usłyszeliśmy płacz Merlina. 
Jakoś jego słowa nie za bardzo mnie przekonywały. Mam na swojej głowie rodzinę, dla której powinienem się starać i popełniać jak najmniej błędów, a to mi raczej nie najlepiej wychodzi. Ciągle tylko robię coś nie tak. Jakim trzeba być głupkiem, by nie umieć poprawnie zrobić zakupów. Przy krótszej liście zapominam o przynajmniej jednym produkcie, kiedy jest dłuższa to ją po prostu gubię i przy tym jeszcze nie myślę... Dlaczego tak właściwie Mikleo ze mną jest, nie mam pojęcia, robię mu więcej krzywdy i sprawiam jedynie same problemy, niż mu pomagać i go wspierać. 
Jak mój mąż poszedł uspokoić Merlina, przyszła do mnie Misaki chcąc się trochę ze mną pobawić, na co oczywiście się zgodziłem. Dla moich dzieci zrobiłbym wszystko, kochałem je całym swoim sercem i nawet jeżeli miałbym poświęcić dla nich swoje życie, zrobiłbym to bez wahania. Swoją drogą, to czemu prawie że wszyscy mają imię zaczynające się na „M”? Mikleo, Misaki, Merlin... tylko ja i Yuki takie rodzynki. Nie przeszkadza mi to jakoś bardzo, tylko zastanawiam się, czy to jest zwyczajny przypadek, czy może Miki specjalnie to zrobił...
Do wieczora zatem bawiłem się z młodą, a później zrobiłem jej kolację i kazałem jej się myć i spać. Mikleo nie było na posiłku, dlatego przygotowałem mu owsiankę i zajrzałem do naszej sypialni. Merlin spał na naszym łóżku, tuż obok Mikleo, który także spał. Moja owieczka była chyba troszkę padnięta... no i nic dziwnego, nie czułby się tak źle, gdybym poszedł po raz drugi zakupy. Serce mi się krajało, kiedy musiałem go budzić, ale zjeść musiał, by mieć pokarm dla naszego Merlina. 
- Hej, Owieczko... przyniosłem ci kolację – odezwałem się w miarę cicho, nie chcąc budzić dziecka. – Zjesz i pójdziesz spać, a ja dokończę sprzątanie w kuchni – dodałem, całując go w czółko. 

<Owieczko? c:> 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz