Zmęczony i odrobinkę obolały z powodu złej pozycji do spania podniosłem głowę znad szpitalnego łóżka, kładąc dłoń na czole, ciężko wzdychając, dopiero po chwili zerkając na mojego ukochanego męża, który już nie spał, przyglądając mi się z uwagą.
- Sorey - Wyszeptałem cicho jego imię, bez ostrzeżenia mocno się do niego przytulając. Tak się cieszę, tak bardzo się cieszę - Wyznałem, nie mogąc powstrzymać łez, łez szczęścia, które w tej chwili napływały mi do oczu.
- Nie płacz Miki, szkoda twoich łez - Szepnął, całując mnie w głowę, niepewnie również mnie przytulając. - Przepraszam cię, za wszystko, co powiedziałem, nie miałem tego na myśli, to zazdrość przejęła nade mną władzę, powiedziałem coś, czego bardzo żałuję i nie wiem, co zrobić, abyś mi wybaczył - Odezwał się zachrypianym głosem.
- Sorey ja już ci wybaczyłem, nie przejmuj się tym, było minęło najważniejsze, że żyjesz - Wyznałem, patrząc w jego oczy, uśmiechając się ciepło, naprawdę w tej chwili wszystko mu wybaczając.
- Jesteś dla mnie zbyt łaskawy - Odezwał się, głaszcząc mnie po policzku. Nie odpowiedziałem, mu na to wypowiedziane zdanie łącząc nasze usta w namiętnym pocałunku, teraz już nic nie miało dla mnie najmniejszego znaczenia, on żyje i za to jestem wdzięczny memu Bogu.
- Kocham cię - Wyszeptałem, gdy nasze usta oderwały się, a my znów spojrzeliśmy w swoje oczy.
- I ja ciebie kocham mój aniele - Wyznał, całując wierzch mojej dłoni. - Co ja bym bez ciebie zrobił - Dodał, uśmiechając się łagodnie.
- Miałbyś klopry - Moje słowa rozbawiły naszą dwójkę, wygląda na to, że wszytko wraca do normy, a właśnie tego oboje najbardziej potrzebowaliśmy.
- Wybudził się Pan, to jakiś cód - Wchodzący do pokoju medyk nie ukrywał zaskoczenia, nazywając tę sytuację cudem. Gdyby tylko wiedział, co tak naprawdę dolegało mojemu mężowi.
Nie mogąc zostać tam już dłużej z powodu końca godzin odwiedzających, pożegnałem się z mężem, opuszczając szpital, ciesząc się z jego wybudzenia, musząc pójść jak najszybciej do moich kochanych dzieci, aby wszystko im opowiedzieć, a przynajmniej jednemu z nich podejrzewając, że nasz mały synek już zapewne spał, a nawet jeśli nie, to nie jestem pewien czy będzie zainteresowany czymś poza zabawkami..
Po powrocie do zamku opowiedziałem wszystko naszym dzieciom i Alishy ciesząc się wraz z nimi powrotem Soreya, Misaki skakała z radości, chcąc zobaczyć tatusia, już zaraz natychmiast, na co nie byłem w stanie się zgodzić, nikt przecież jej do szpitala nie wpuści, dla tego musiałem ją przekonać, do jutrzejszych odwiedzi, na co się zgodziła mimo wcześniejszej niechęci. Dzięki temu mogłem spokojnie położyć dzieci spać, porozmawiać z Alishą samemu kładąc się do łóżka, gdzie nareszcie po całym dniu mogłem odpocząć.
Dnia następnego jak obiecałem, musiałem zabrać dzieci do szpitala, Misaki już od rana nie dawała mi spokoju, dla tego musiałem wcześnie wstać, przygotować dzieci do wyjścia, nakarmić je i wyruszyć do szpitala gdzie leżał mój biedny mąż jedzący akurat śniadanie.
- Tata - Zawołała radośnie Misaki, podbiegając do szpitalnego łóżka, na które się wspięła, rzucając w ramiona taty.
- Dzień dobry księżniczko - Sorey mocno przytulił do siebie naszą córkę, ciesząc się z jej przyjścia.
- Cześć Kochanie jak się czujesz? Już lepiej? - Zapytałem, podchodząc do męża, łącząc nasze usta w szybkim pocałunku, podając mu Merlina, który również chciał przytulić się do tatusia.
<Pasterzyku? C:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz