Ciężko westchnąłem na samą myśl dwójki chorych dzieci, które nie daj nam Boże, źle zaczną przechodzić chorobę, w takim wypadku na pewno nie skończy się to dla nas rodziców dobrze.
- Cudownie wiadomość już cieszę się na samą o tym myśle - Odpowiedziałem, zgodnie z prawdą zerkając na naszego małego synka, coś tak czując w kościach, że to z nim, a nie z Misaki będzie największy problem.
- Właśnie widzę, jesteś naprawdę podekscytowany tym faktem - Odezwał się, chyba troszeczkę się ze mnie nabijając.
- Naprawdę bardzo - Westchnąłem ciężko, przyglądając się mężowi, który przygotowywał zimny okład dla naszej małej dziewczynki.
- Pójdę do Misaki, położę jej okład na czole i trochę jej poczytam, nim zaśnie. A potem.. - Zaczął, na chwilę przerywając swoją wypowiedz.
- A potem najpewniej zostaniesz przy niej, aby kontrolować czy dobrze się czuje tak? - Dokończyłem za niego, podejrzewając co może chcieć mi powiedzieć.
- Tak, chyba czytasz mi w myślach - Zażartowałem, wchodząc na słowa.
- Nie, nie śmiałbym, w tym wypadku po prostu jesteś bardzo przewidywalny - Odezwałem się a jedyną odpowiedzieć, jaką usłyszałem to głośne wydobywające się z jego ust tak.
Kręcąc głową w rozbawieniu, wróciłem do zajmowania się synkiem, doskonale wiedząc, że Misaki jest pod doskonałą opieką tatusia, on się nią zajmie a ja w tym czasie zajmę się naszym drugim dzieckiem i przygotuje rosół, który jest dobry na wszystko, co prawda różyczki nie wyleczy, jednak jest w stanie wyleczyć przeziębienie, a to i tak już sporo.
Z takim więc pozytywnym nastawieniem zabrałem synka do kuchni, gdzie zacząłem przygotowywać rosołek, a syn chcący mi bardzo w tym pomóc dostał inne garnki, w których znajdowała się woda, a on mógł mieszać w nich do woli, nie przeszkadzając mi w obiedzie, a to skóra bardzo dobrze, nie chce niepotrzebnie na niego krzyczeć, to zdecydowanie mnie nie uszczęśliwia, a i Merlin denerwuje się przez to jeszcze bardziej, no i znów błędne koło zatacza się.
Po zrobieniu obiadu, który trochę mi zajął, wzięłam synka na ręce, nosząc go w stronę pokoju Misaki, otwierając cicho drzwi, nie wchodząc w głąb pokoju, chcąc uniknąć zbyt bliskiego kontaktu między dziećmi.
- Jak się czuje Misaki? - Spytałem cicho, nie wiedząc, czy mała śpi, czy też nie.
- Ma gorączkę, ale śpi, zobaczymy co będzie po jej przebudzeniu - Odparł również cicho co ja.
- Rozumiem, zrobiłem obiad, chodź zjeść - Poprosiłem, zmieniając tym samym temat, chcąc, aby coś zjadł, biorąc pod uwagę fakt, iż nic jeszcze nie jadł, a to bardzo niezdrowe i oboje doskonale o tym wiemy.
- Nie jestem głodny, muszę ją pilnować w razie, gdyby coś się zmieniło - Odpowiedział, patrząc na mnie z widocznym zmartwieniem w oczach.
- Sorey skarbie bardzo cię proszę, weź dwa głębokie wdechy i się uspokój, Misaki nic się nie stanie, jeśli na chwilę wyjdziesz z pokoju i zostawisz ją samą - Uspokoiłem go troszeczkę, a raczej starałem się to uczynić, nie chcąc, aby aż tak przesadnie się przejmował, bo to lekka paranoja z jeno strony.
- Nie byłbym tego taki pewien - A on znów swoje no dobrze w takim razie muszę inaczej to rozegrać.
- W porządku, jeśli aż tak się o nią martwisz, to ja z nią zostanę, kiedy ty będziesz jadł spokojnie obiad - Zaproponowałem, nie chcąc, aby moją pracą się zmarnowała, w ostateczności mogę nawet przynieść mu jedzenie tutaj, jeśli to go uszczęśliwi.
<Pasterzyku? C:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz