sobota, 10 grudnia 2022

Od Soreya CD Mikleo

 Szczerze, to nie za bardzo rozumiałem, jak to u niego te jego moce działają. W końcu, kiedy jest zdenerwowany, a ja ranny, potrafi mnie uleczyć bez problemu, ale kiedy on jest zdenerwowany i ranny, nie potrafi się uleczyć. I dlaczego tak jest, to ja nie mam pojęcia, ale ma szczęście, że jestem tuż obok. Bez zbędnego gadania chwyciłem jego dłoń, a następnie powoli uleczyłem jego dłoń pilnując, by nie zrobić mu żadnej krzywdy. Już dzisiaj troszkę się zdenerwował przez naszego urwisa, więc nie chciałbym, by jeszcze musiał niepotrzebnie cierpieć. 
- Nie potrafię zapamiętać tych waszych anielskich zwyczajów – powiedziałem, opuszkami palców przesuwając po jego rance, uzdrawiając ją. – Ledwo pamiętam, że to, że jesz więcej nie sprawi, że mi przytyjesz. Albo że w ogóle nie musisz jeść. 
- Może ci powinienem jakieś takie karteczki zostawiać, byś nie zapomniał – usłyszałem rozbawiony głos mojego męża. Ale z niego śmieszek, no doprawdy zabawne. A chyba najgorsze w tym wszystkim było to, że to takie głupie nie jest...
- Może faktycznie to nie jest takie złe rozwiązanie... z moją pamięcią jest ostatnio niezbyt dobrze – przyznałem, cicho wzdychając. 
- Nie przejmuj się tym, zawsze byłeś taki troszkę roztrzepany – usłyszałem w odpowiedzi, co chyba miało mnie pocieszyć, ale niezbyt podniosło mnie to na duchu. Oznacza to w końcu, że zawsze miałem słabą pamięć, a teraz jest już ze mną jeszcze gorzej. – Nie martw się słońce, taki już jest twój urok – dodał i ucałował mnie w policzek. 
- A urokiem Merlina jest krzyk i gryzienie innych – westchnąłem cicho i zerknąłem w stronę chłopca, który cichutko siedział w swoim krzesełku, pociągając noskiem. Ewidentnie wiedział, że zrobił źle, nie jestem do końca pewien, czy wiedział dokładnie, co źle zrobił, no ale do tego przejdziemy później. Trzeba go w końcu nauczyć, co jest złe, i że nikomu nie wolno czynić krzywdy. Chyba, że ktoś robi krzywdę jemu, wtedy w samoobronie może jak najbardziej, no ale teraz nikt u krzywdy przecież nie robił. Rozumiem, że źle się czuł, w końcu był chory, ale nie znaczyło to, że mógł każdego gryźć i kopać. I rzucać dzbankami. – To co, idziemy spać? – dopytałem, biorąc syna na ręce, którego tak troszkę było mi szkoda. Potrzebował znacznie więcej uwagi, niż zazwyczaj, a w zamian dostał tylko krzyki... no Miki dzisiaj wyjątkowo cierpliwy nie był. Akurat w tym przypadku rozumiałem i jedną, i drugą stronę, no ale musiałem zachowywać jako taką neutralność, by ani jeden, ani drugi nie był na mnie obrażony. 
- Powodzenia, już widzę, jak grzecznie kładzie się spać – burknął, patrząc na synka spode łba. Oj, naprawdę dał mu w kość, że teraz ja muszę go przekonywać, że Merlin wcale nie jest taki zły. 
- Odpuść mu, jest mały i jest chory, nie możemy od niego wymagać, że będzie tak samo grzeczny jak Misaki, kiedy ledwo wie, co się wokół niego dzieje – powiedziałem łagodnie, biorąc chłopca na ręce. – Spójrz, jak jest mu przykro. Chciał się tylko przytulić do mamusi, jak to zrobiła Misaki. 
- Przeplaszam – bąknął, ale po wzroku męża wywnioskowałem, że jeszcze mu nie odpuścił. 
- Mamie jeszcze nie przeszło, dlatego ja zabiorę cię do łóżka i coś poczytam, dobrze? A może chcesz coś jeszcze do jedzenia? Albo do picia? – na moje drugie pytanie pokiwał nieśmiało głową. – Już ci zaraz zrobię herbaty z soczkiem...
- Mama – wymamrotał, wyciągając rączki w stronę mamy. 
- Weźmiesz go na chwilę na ręce, czy odłożyć go do krzesełka? – zapytałem, patrząc na mojego męża. W końcu to on był na niego obrażony, nie ja, mi już ta złość trochę przeszła, jak jestem zmęczony, za długo gniewać się nie potrafię. 

<Owieczko? c:>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz