Szczerze , nie byłem zachwycony z powodu tego, że musiałem zostać w szpitalu, ale medycy nie chcieli mnie wypuścić. Znowu. I znowu mieli te same argumenty; że jestem za słaby, mój stan jeszcze się nie ustabilizował i że powinienem jeszcze tu zostać na obserwacji przez minimum kilka dni. Tak, oczywiście, na pewno zostanę w tym miejscu... nie ma mowy, i tak spędziłem tutaj zdecydowanie za długo i gdyby to ode mnie zależało, wypisałbym się już wczoraj wieczorem, no ale mąż rozkazał mi tutaj zostać, chociaż dlaczego, to nie wiem, przecież wszystko było już w porządku, poza tym, że cały czas mam w sobie demona, którego tak swoją drogą niezbyt wyczuwałem, ale to pewnie tylko dlatego, że bariera jest jeszcze silna. Cóż, na ten moment to nie jest problem, więc po prostu nie będę się tym przyjmował.
- Zdecydowanie czułbym się lepiej, gdybym wrócił wczoraj do domu – przyznałem, biorąc do drugiej, wolnej ręki synka, który wyciągał swoje drobne rączki w moją stronę. Dobrze, że wcześniej udało mi się odłożyć szpitalne jedzenie na szafeczkę, bo w przeciwnym razie na pewno wszystko wylądowałoby na łóżku. Swoją drogą, to jedzenie nie było jakieś najlepsze, ale coś tam zjadłem, ponieważ naprawdę byłem głodny. I też jedzenie w końcu normalnie przechodziło przez moje gardło, w przeciwieństwie do poprzedniego tygodnia.
- Tak, bo na pewno dałbyś radę wczoraj dotrzeć do domu. Lepiej słuchaj się medyków, oni znają się lepiej od ciebie – odparł Mikleo, siadając obok mnie na łóżku. Nie byłem do końca pewien, czy faktycznie tak bardzo się znają, skoro nie potrafili określić, co się ze mną działo... nawet nie jestem do końca pewien, po co mnie tutaj przenieśli... równie dobrze mogłem zostać w domu, gdzie miałbym nawet lepszą opiekę niż tutaj, nawet jeżeli mój mąż zamiast mną zajmowałby się dziećmi.
- Kiedy wracasz do domu? – spytała mnie Misaki, przyglądając się mi z uwagą. Swoją drogą, nie powinna w tym momencie być w szkole...? Chociaż, już widzę, jak moja księżniczka idzie do szkoły, podczas kiedy ja leżę w szpitalu. Ledwo przekonywałem ją do tego, by chodziła po naszym powrocie z wyprawy i coś czułem, że nawet jak teraz wrócę, to i tak przez dłuższy czas nie będzie chciała z powrotem do niej chodzić, bo przecież będzie musiała mieć pewność, że wszystko ze mną w porządku. I co ja z tym dzieckiem mam...
- Dzisiaj, tylko musi jeszcze przyjść medyk, sprawdzić jak się czuje, a po tym zostaje mi tylko się przebrać i mogę wracać – wyjaśniłem jej, po czym pocałowałem ją w czubek nosa.
- Och, czyżby? – spytał Mikleo, unosząc w powątpieniu jedną brew.
- Już się wypisałem – dodałem szybko, uśmiechając się niewinnie do męża. Już wczoraj mu mówiłem, że nie zamierzam tutaj spędzić jakoś bardzo dużo czasu.
- A to jest bezpieczne? Nie powinieneś tutaj dłużej leżeć? – zapytała niepotrzebnie zmartwiona Misaki. Jak na swój wiek za bardzo przejmuje się problemami dorosłych, nie powinna w ogóle o nich myśleć, a skupić się na sobie i szkole.
- Szybciej dojdę do siebie w domu, niż tutaj, a już na pewno będę bardziej najedzony – wyjaśniłem jej, troszkę poprawiając się na łóżku, gdyż było mi nieco niewygodnie. Z jednej strony Misaki, z drugiej Merlin, i oboje byli nawet troszkę ciężcy, więc już powoli zaczynało mi być niewygodnie, ale nie mówiłem o tym głośno, bo nie chciałem, by Mikleo mi je zabierał. Stęskniłem się za nimi strasznie i chciałbym jeszcze trochę się do nich poprzytulać, nawet jeżeli miałbym przypłacić to późniejszym bólem pleców. I tak mnie już teraz wszystko bolało, więc tak w sumie to jakaś niewielka różnica...
<Owieczko? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz