Rozumiałem mojego biednego męża, który mógł nie mieć siły na jedzenie czy też wstawanie z łóżka jednakże oboje dobrze wiemy, że zjeść musi, a ja mu nie mogę odpuścić, zje i znów pójdzie spać, jeśli tylko tego zapragnie.
- Sorey.. - Zacząłem, chcąc coś powiedzieć, w tym samym momencie słysząc dźwięk pukania do drzwi. - Proszę - Zawołałem, podejrzewając, że to pani gospodyni z przygotowanym posiłkiem dla mojego męża.
- Przyniosłam obiad dla pana i coś słodkiego dla wysłannika Boga - Odezwała się, stawiając jedzenie na małym stoliku znajdującym się w pokoju.
- Bardzo pani dziękujemy - Odezwałem się zachwycony z widoku słodkości. - Skąd pani wiedziała, że lubię słodycze? - Musiałem wiedzieć, przecież nikomu nie mówiłem, że chce coś słodkiego.
- Pasterz powiedział, że lubisz słodkości - Wyjaśniła, uśmiechając się do mnie ciepło. Kiwnąłem więc głową, jeszcze raz dziękując za posiłek, odwracając głowę w stronę męża, gdy gospodyni tylko wyszła z zajmowanego przez nas pokoju.
- Pasterz mi powiedział.. - Burknął, nie ukrywając niezadowolenia z powodu chyba nadmiernego zainteresowania się mną przez pasterza.
- Oj skarbie nie przejmuj się, tylko ciebie kocham - Zapewniłem, podchodząc do niego, całując jego usta. - A teraz chodź, zjesz coś i pewnie chętnie się napijesz, a jeśli nie masz siły, mogę cię nakarmić - Zaproponowałem, nie mając z tym większego problemu.
- Dam sobie radę - Burknął, nie przestając strzelać fochów, wstając z łóżka, grzecznie jedząc posiłek, gdy ja zajadałem się słodyczami, nie robiąc nic nadzwyczajnego, najedzeni i zadowoleni położyliśmy się do łóżka i tyle właśnie by było z całego wczorajszego, dzisiejszego i kto wie może jutrzejszego dnia.
Przez następne dwa dni zbieraliśmy siły, które były nam potrzebne do ponownego spotkania z demonem. Demon, który nie ukrywał zadowolenia z powodu ponownego spotkania się z nami. Najwidoczniej dla niego to była niezła zabawa a dla nas po prostu obowiązek, który mieliśmy wykonać, pokonując demona, który był naprawdę siły dla nas samych trudny, co gorsza demon z jakiegoś powodu wiedział, że mam w sobie demona, co wykorzystał, atakując przede wszystkim moją osobę, prowokując mnie do pokazania mu mojego mrocznego odbicia. Na moje nieszczęście udało mi się a demon, który ze mnie wyszedł, rozpocząć walkę na śmierć i życie zabijając w sposób brutalny swojego przeciwnika. I chociaż nic nie mogłem z tym zrobić, patrzyłem na to wszystko, czując się źle z powodu zabicia demona moimi własnymi rękoma.
- Miki? - Słysząc głos Soreya, odwróciłem głowę w jego stronę, nie ukazując zadowolenia z jego obecności, cicho powarkując. - Mormo wynoś się - Mój mąż podszedł do mnie w ciele demona, zaciskając dłonie na moich ramionach czy zdominował demona, który wycofał się, nie chcąc stawać oko w oko z człowiekiem, który w swojej złej wersji potrafił nawet go sprowadzić do pionu.
- Sorey - Odezwałem się zmęczony, gdy moje nogi ugięły się pod moim własnym ciężarem, opierając się o jego klatkę piersiową.
- Już dobrze mój aniele, jest już po wszystkim - Wyszeptał, nie przestając głaskać mnie głowie. - Jak się czujesz? - Zapytał cicho, całując mnie w czoło.
- Dobrze, przynajmniej na tyle dobrze na ile może czuć się ktoś, kto właśnie kogoś zabił - Odezwałem się, ciężko wzdychając, prostując się, sprawdzając tym samym, ile jestem w stanie wytrzymać na nogach bez pomocy męża.
- Wiesz, że to nie ty zabiłeś tylko demon w tobie? - Zapytał, starając się mnie podnieść na duchu.
- Wiem Sorey, nie musisz mnie pocieszać, wracajmy już do gospody, muszę odpocząć - Przyznałem, szczerze zmęczony po walce, po której trochę tak wszystko mnie bolało, nieźle mnie po obijał, za co mu się odwdzięczyłem, a raczej nie ja a Mormo które jak zawsze musiał mnie ratować, ja już nie wiem, czy on pomaga mi, bo musi, czy jednak robi to ze względu na to, jak osłabia mnie po każdym następnym przejęciu mojego ciała.
Jak dobrze, że mój mąż o tym nie ma zielonego pojęcia, bo gdyby się tak stało, na pewno by się o mnie martwił a przecież niepotrzebnie, nic mi w końcu nie będzie, póki mój mąż jest przy mnie, nie muszę się tym na razie przejmować..
<Pasterzyku? C:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz