Pozostawiając mojego męża ze śpiącymi dziećmi, sam zająłem się domem a w szczególności kuchnią, która wydawała mi się najważniejszym obiektem do wysprzątania w tym oto momencie. A było co sprzątać, bo szczerze przyznam, że ostatnio nieco zaniedbałem moje królestwo, mając milion innych ważniejszych w tamtej chwili rzeczy na głowie, dlatego teraz muszę nadrobić to, co zaniedbałem.
Sprzątanie kuchni nie zajęło mi zbyt wiele czasu, a więc w takim wypadku musiałem znaleźć sobie dodatkową pracę, nie chcąc za bardzo przeszkadzać dzieciom i mężowi wypoczynku, który najwidoczniej był im teraz bardzo potrzebny. I dlatego też, aby za bardzo nie hałasować, zamknąłem się w łazience, gdzie zrobiłem pranie, które również wypadało nareszcie zrobić, nie mogąc dopuścić do tego, aby moi bliscy nie mieli czystych ubrań.
Zajmując się więc praniem, straciłem na nie trochę więcej czasu niż planowałem, na szczęście nic mnie nie goniło, dlatego mogłem robić je tak długo, jak tylko długo potrzebowałem, rozwieszając je naturalnie w łazience tak, aby wyschły bez mojej pomocy, przynajmniej na razie, dopóki nie jest konieczna moja ingerencja.
Po wykonaniu kolejnej pracy z mojej listy mogłem opuścić łazienkę, a mimo to nie zrobiłem tego, postanawiając ją porządnie wysprzątać i tak nie do końca mając co robić, a dzięki temu nie musiałem za bardzo się nudzić, wyczekując na przebudzenie się moich najbliższych, które nastało jak na zawołanie po moim wyjściu z łazienki, oni to dopiero wiedzą, kiedy trzeba wstać, przypominając mi o swoim istnieniu.
- Czyżby kogoś tu bolały plecy? - Zapytałem, dostrzegając podnoszącego się z kanapy męża.
- Nie żartuj sobie ze mnie, bardzo proszę - Odezwał się, niepocieszony rozciągając się na tyle, na ile tylko mógł, no nic, wieczorem zrobię mu masasz, ale na razie mamy inne obowiązki na głowie.
- Ktoś jest głodny? Spragniony? - Zapytałem, a słysząc twierdzącą odpowiedź na oba pytania, odgrzałem resztę rosołu, który mi został po obiedzie, dzieląc go na trzy, dla córki, dla syna i dla męża, bo i on jest naprawdę głodny, w międzyczasie przynosząc dzieciom pić.
- Mi nie musiałeś nakładać - Usłyszałem głos Soreya, który wszedł do kuchni, aby schłodzić okłady na czoła dzieci.
- Oczywiście, że nie a później twój brzuch wręcz krzyczy z litości, głuchy nie jestem słyszę - Odparłem, podając mu zupę.
- To nie z głodu, jedzenie się układa - Na te słowa najchętniej sam walnąłbym się w łeb z niedowierzaniem, nie jadł nic i on powie, że się układa? Chyba jego mózg w głowie.
- Ta kawa sprzed kilku godzin czy też żołądek, który krzyczy o litość, nie dyskutuj, masz zjeść i kropka - Burknąłem, karząc mu usiąść przy stole, samemu zanosząc jedzenie dla dzieci do łóżka, którym troszeczkę pomogłem z jedzeniem. Widząc, że są osłabione i nawet to je męczy, to nic ja tu jestem i zawsze chętnie im pomogę.
A po zjedzeniu mogłem usłyszeć miłe słowa od dzieci, które naprawdę mnie ucieszyły, miło mi na serduszku, gdy ktoś docenia moją pracę i zjada wszystko to, co przygotowałem.
Zadowolony z ich słów ucałowałem ich obojga w czoła, zanosząc miski do zlewu, przynosząc im chłodne okłady. Prosząc, aby odpoczywali, nim wrócę z maścią.
- Skąd ta radość? - Dopytał Sorey, gdy zobaczył mnie szczęśliwego.
- Cóż zostałem pochwalony przez dzieci, a nie ukrywając, lubię być chwalony - Przyznałem zgodnie z prawdą, zabierając od męża pustką miskę. - Posmarujesz ich maścią? A ja w tym czasie pozmywam po jedzeniu - Dodałem, zmieniając tym samym temat, skupiając się na dzieciach.
<Pasterzyku? C:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz