Siedziałem przy nim przez cały czas, starając się zrozumieć, co się mu stało, nie odstępując go na krok, ciągle wypytując medyków o to, co działo się z moim mężem, oni niestety nie byli w stanie mi nic powiedzieć, nie wiedząc, co mu dolega, czym jeszcze bardziej mnie załamywali, co ja mam teraz robić? Co mam powiedzieć dzieciom? Gdy sam nie wiem nic.
- Sorey co się z tobą dzieje? Jak mam ci pomóc? - Zapytałem, tak jakbym liczył na jego odpowiedź, chwytając jego dłoń.
- Musi pan już opuścić szpital, jest pora nocna - Jeden z medyków zjawił się w pokoju mojego męża, przypominając mi o godzinie wskazanej na zegarze.
- Proszę, chce tu jeszcze zostać - Poprosiłem, tak bardzo nie chcąc stąd iść, bojąc się o jego stan zdrowia, który był wielką zagadką tak dla mnie, jak i dla samych medyków.
- Nie może pan tu zostać, proszę zjawić się tu jutro, dziś czas się skończył - Nie mogąc już dłużej tu zostać, nachyliłem się nad mężem, całując jego czoło.
- Kocham cię i czekam na twój powrót - Wyszeptałem, opuszczając szpitalną salę, wychodząc ze szpitala, musząc iść do zamku, gdzie znajdowały się nasze dzieci. Merlin jak zwykle spał zmęczony zapewne zajęciami zorganizowanymi przez Alishe nie czekając na mój powrót, Misaki natomiast spać nie mogła, wyczekując mojego powrotu do zamku.
- I co z tatą? Obudził się? - Zapytała, zmartwiona, martwiąc się bardziej o swojego tatę, niż powinna.
- Nie, skarbie nie obudził się - Przyznałem, przytulając ją do siebie, nie chcąc aby płakała, moja mała gwiazda. - Nie płacz, tatuś wroci - Starałem się ją pocieszyć.
- Obiecujesz? - Zapytała, pociągając noskiem, moje biedne dziecko, serce mnie boli, gdy widzę, jak cierpi, nie mogąc nic z tym uczynić.
- Obiecuję, uczynię wszystko, aby tatuś do ciebie wrócił - Przysiągłem, całując ją w czoło, naprawdę będąc w stanie zrobić wszystko dla mojego dziecka. - A teraz chodź, położymy się już spać - Poprosiłem, kładąc się z nią do łóżka, przytulając do siebie, leżąc tak przy niej, aż nie zasnęła, samemu nie mogąc zasnąć, cały czas myśląc o tym, jak pomóc mojemu mężowi, wydostać się ze śpiączki, w którą wpadł z niewiadomych powodów..
Dnia następnego znów zjawiłem się w szpitalu z samego rana, trwając przy nim przez cały czas, próbując się czegoś dowiedzieć czy to od medyków, czy to na własną rękę sprawdzając jego stan zdrowia, zapomogą moich mocy czując, jak gdybym uciekało z niego życie, tylko dlaczego? Nic się z jego sercem nie działo, innych chorób również nie odczuwam co więc się z nim dzieje? Skąd ta śpiączka? Nic już nie rozumiem, przecież nie był w stanie umierającym, czy to moja wina.
Załamany i jednocześnie zagubiony trwałem przy nim, próbując dojść do tego, jak mam mu pomóc.
- Taki z niego anioł, a nawet komuś sobie blokiem nie może pomóc - Słyszałem co jakoś czas drwiny pacjentów, które nie bolały mnie tak bardzo, jak to, że mieli racje, jestem aniołem, a nawet mężowi pomóc nie mogę.
- Sorey co się dzieje? Nic nie rozumiem - Wyszeptałem, przez cały czas mocno ściskając jego dłoń, zastanawiając się, co przeoczyłem i jak mam wyciągnąć go z tej śpiączki...
<Pasterzyku? C:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz