Nie byłem pewien, jak długo trwał ten koszmar w którym przebywałem, ale gdybym nie wiedział, że to wszystko jest jedynie iluzją, pewnie postanowiłbym z tym wszystkim skończyć. Kimkolwiek, albo raczej czymkolwiek, bo to nie mogły być żadne osoby, były istoty, które mnie nawiedzały, nie dawały mi chwili wytchnienia i wytykały mi wszystkie przewinienia, jakich kiedykolwiek się dopuściłem i o jakie zawsze się obwiniałem. Przybierały różne postacie, najczęściej był to oczywiście Mikleo, który twierdził, że zniszczyłem mu życie, że jestem zarówno beznadziejnym ojcem, jak i beznadziejnym mężem, który nie potrafił wywiązać się ze swoich obowiązków, i że inni mężczyźni, jakich spotkał w swoim życiu, byli lepsi ode mnie. Czasem pojawiały się dzieci, Misaki i Yuki, wypominający mi wszystkie błędy rodzicielskie. Nawet raz pojawiła się pani Caitlyn dokładnie taka, jaką ją zapamiętałem, czyli słaba, blada, wychudzona, ledwo trzymająca się na nogach. To spotkanie chyba przeżyłem najgorzej, dobrze, że do tej pory pojawiła się tylko raz.
Nie potrafiłem opuścić tego miejsca. Przez jakiekolwiek drzwi czy okno bym nie przeszedł, zawsze kończyłem w moim własnym domu, znaczy, jego iluzji. Czas zdawał się nie mijać, zawsze było tu widno pomimo tego, że miałem wrażenie, iż mijają długie godziny. Nie odczuwałem głodu czy pragnienia, a jedynie zmęczenie, ale nie mogłem iść spać. Znaczy, próbowałem, ale te twory mi na to nie pozwalały.
W pewnym momencie miałem serdecznie dosyć tego wszystkiego i zamknąłem się sypialni, drzwi blokując szafą. Potrzebowałem chwili ciszy, by pomyśleć i zastanowić się, co dalej. Zmęczony przesuwaniem szafy usiadłem na podłodze, podpierając plecami ścianę. Jeżeli coś się tutaj pojawi przysięga, że z czystym sumieniem wywalę to przez okno...
Nic się jednak nie pojawiło, dlatego mogłem chociaż na chwilkę się wyciszyć, pomyśleć i ustalić, co się stało. Ostatnie, co pamiętałem z tego realnego świata, to moment, w którym wróciłem z Misaki do domu. Byłem bardzo zmęczony, więc postanowiłem się położyć... ale przed tym Cosmo ewidentnie starał się mnie odwieźć od tego pomysłu. Jakby wiedział coś, czego nie wiedziałem ja... tak więc wychodzi na to, że jestem dosłownie w jednym wielkim koszmarze, z którego nie mogę się wybudzić. Dlaczego? Mikleo na pewno zauważył, że coś jest ze mną nie tak, nawet, jeżeli się do mnie nie odzywał... a może po prostu nie mógł mnie wybudzić? To niedobrze, bo jeżeli się stąd szybko nie wydostanę, to chyba oszaleję. Może będę mógł się z nim skontaktować dzięki naszemu paktowi? Nie wiem, czy jest to możliwe, podczas kiedy ja śnię, ale muszę spróbować. Mikleo jest moim jedynym ratunkiem tej chwili... Wziąłem głęboki wdech i spróbowałem maksymalnie skupić się więzi z moim mężem.
~ Mikleo...? – zapytałem i miałem wrażenie, że to do niego dotarło, bo gdzieś tam w środku wyczułem gwałtowne emocje, które z pewnością nie należały do mnie. A skoro nie do mnie, to musiały do mojego męża. Odpowiedzi jednak żadnej nie usłyszałem i nie byłem pewien, czy tak właśnie powinno być. ~ Mikleo, słyszysz mnie?
~ Sorey? – jego głos był dla mnie ledwo słyszalny, ale był. Czyli może mnie usłyszeć... ~ Co się dzieje?
~ Nie wiem, jestem uwięziony w jakimś koszmarze i nie mogę z niego uciec. Nie możesz zrobić czegoś, by mnie obudzić? – zapytałem szybko czując, że to nie jest stabilne połączenie i w każdej chwili może zostać ono przerwane, nie mówiąc już o tym, że osłabia mnie to wszystko jeszcze bardziej.
~ Nie mogę. Leżysz w szpitalu, lekarze stwierdzili u ciebie śpiączkę i nie wiedzą, skąd się ona wzięła. Ja też nie wiem. Gdybym wiedział, co ją spowodowało, może mógłbym ci pomóc.
Jestem w śpiączce...? Ale jak? Dlaczego? Nie mam pojęcia, co mogło ją spowodować, nie czułem się ostatnimi czasy najlepiej, to prawda, ale wątpię, że zapadłem w śpiączkę tylko dlatego, że mało jadłem i spałem... Opuściłem wzrok na swoje dłonie i wtedy zainteresowało mnie zaczerwienie na nadgarstku. Odwinąłem nadgarstek i zauważyłem, że na przedramieniu miałem jasnoczerwony ślad w kształcie czyjejś dłoni. Jak szedłem spać, także się tam znajdował, tylko wtedy był on w kolorze jasnoróżowym i niezbyt przypominał tę dłoń. Czy to może być poszlaka dla mojego męża? Naturalne to nie jest, więc warto spróbować.
~ Pod rękawem koszuli mam jakieś znamię w kształcie dłoni... Mikleo? Jesteś tam? – zapytałem , ale odpowiedzi już nie usłyszałem. Czy moja wiadomość zdążyła do niego dotrzeć? Oby, bo to jedyne, co dla niego miałem.
<Owieczko? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz