środa, 28 grudnia 2022

Od Mikleo CD Soreya

Szczerze mówiąc, nie pojmowałem podejścia mojego męża, który zachowywał się bardzo nieodpowiedzialnie, czego i tak nie rozumiał, a nawet nie słuchał, gdy coś do niego mówiłem. Czasem mam wrażenie, że gadam do ściany, a nie człowieka, albo i nie w końcu małżeństwo ze ścianą byłoby dużo prostsze pod względem upartości, której ściana nie ma a mój mąż już tak.
Nie kłócąc się z nim, bo to i tak sensu nie miało, pozwoliłem mu nacieszyć się dziećmi, samemu grzecznie siedząc na nie za wygodnym łóżku. Rozumiejąc, dlaczego mój mąż nie specjalnie chciał tu przebywać, z drugiej jednak strony wciąż tego nie popierając.
- Dobrze, że pana widzę, tu wypis, o który prosił mąż, jednak zanim go wypuszczę, chce z panem zamienić kilka zdań na osobności - Medyk który właśnie zjawił się w pokoju męża, zaprosił mnie na rozmowę, z jakiegoś powodu nie chcąc rozmawiać przy mężu.
Naturalnie kiwnąłem więc posłusznie głową, wychodząc za medykiem z pomieszczenia, słuchając tego, co miał mi do przekazania.
- Proszę pilnować męża, to naprawdę uparty i nieodpowiedzialny osioł, niech dużo odpoczywa i jak najmniej się przemęcza, teraz naprawdę będzie mu to potrzebne - Wyjaśnił, z czym się zgadzałem, mój mąż to uparty osioł, z którym nie da się czasem dogadać, co jednak miałem zrobić? Taki już był, a ja takiego go właśnie kochałem. Upartego, ale zawsze tylko mojego.
- Zajmę się nim - Obiecałem, gdy medyk wypowiedział jeszcze kilka innych zasad, kto mój mąż będzie musiał przestrzegać po powrocie do domu, otrzymując dokumenty wypisujące męża ze szpitala.
 - Dostałem twój wypis i informacje odnośnie do twojego funkcjonowania poza szpitalem - Odezwałem się, wracając do pokoju, widząc gotowego do wyjścia męża i cieszące się z tego powodu dzieci.
- Funkcjonować? Będę funkcjonować tak jak zawsze - Stwierdził uparty, trzymając się swojego zdania. Oczywiście niech sobie wmawia, póki jeszcze nie wrócił do domu.
- Oczywiście, tylko ci się tak wydaje - Zgodziłem się z nim, naturalnie głosem pełnym sarkazmu nie zgadzając, się z nim nie chcą jednak teraz o tym dyskutować, na to przyjdzie pora, gdy znajdziemy się już w domu.
Nie poruszając, więcej tego tematu zabrałem męża i dzieci do domu gdzie myślałem przygotować jedzenie, aby coś Sorey i dzieci zjedli, przypilnować, aby mój mąż odpoczywał, a dzieci nie za bardzo go przemęczały, z powodu czego miałem sporo pracy, mimo że Sorey uparcie chciał zajmować się naszymi pociechami, nie słuchając mnie, mimo że słuchać powinien.
- Dość tej zabawy, proszę umyć rączki i przyjść do kuchni na obiad - Odezwałem się do dzieci, odciągając je od tatusia, który miał odpoczywać, a nie zajmować się dziećmi. 
- Dobrze mamo - Zawołali, jednocześnie chcąc już pobiec do łazienki, pozostawiając bałagan na stoliku, który już chciał sprzątać mój mąż.
- Chwileczkę - Zatrzymałem ich, patrząc wyczekującą - Nie zapomnieliście o czymś? - Zapytałem, unosząc jedną brew.
Nasze dzieci na szczęście bez słowa zrozumieli moje pytanie, sprzątając po sobie zabawki, które porozwalali, dopiero wtedy mogąc pójść do łazienki, myjąc swoje rączki.
- Zjesz z nami? Zrobiłem Polędwice z dorsza lekko wędzoną z ziemniakami i kapustą - Zapytałem, nie chcąc go zmuszać do jedzenia, jednocześnie mając nadzieje, że coś zje, chociaż troszeczkę, ale by było coś w żołądku.

<Pasterzyku? C:>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz