Nie byłem do tego pomysłu tak do końca przekonany, w końcu Merlin na pewno będzie chciał siedzieć przy mamusi, a raczej nie powinien mieć teraz zbytnio dużego kontaktu z chorą siostrą. Chociaż, to chyba nie ma aż tak wielkiego znaczenia, różyczka jest w końcu strasznie zaraźliwa i jeżeli ma się zarazić, to już to zrobił, tylko jeszcze nie widzimy żadnych objawów, więc argument to jest raczej średni... No ale nie chciałem jej opuszczać, powinienem w tym momencie przy niej być. Dodatkowo nie byłem też jakoś bardzo głodny, a bardziej zmartwiony o stan mojej małej księżniczki. To wszystko przez tę ludzką cząstkę, którą po mnie odziedziczyła, gdyby była w stu procentach aniołem, nie musiałaby w tym momencie tak cierpieć...
– Wiesz, nie jestem tak bardzo głodny – przyznałem, wpatrując się w spokojnie oddychającą dziewczynkę. Oby tylko łagodnie przez to przeszła, nie chciałbym, aby się za bardzo męczyła...
– Niewiele dzisiaj jadłeś – przypomniał mi, dalej chcąc mnie przekonać do zejścia na dół, ale bez skutku.
– Zjadłem obiad, więcej nie potrzebuję.
– Więc skoro nie chcesz zejść na dół, to przyniosę ci tutaj – obwieścił, znikając z Merlinem na dole.
Mi nie pozostało nic innego jak tylko wrócić do mojej księżniczki i kontynuować czytanie książki. Ja wiem, że Misaki już zasnęła, ale i coś zrobić musiałem, a nie tylko siedzieć tak bezczynnie. Poza tym, jak teraz będzie słychać mój głos, podświadomie będzie wiedziała, że tutaj jestem i będzie spokojniejsza, a o to mi przecież chodziło.
Mikleo wrócił po kilkunastu minutach z miską oraz łyżką dla mnie. Nie byłem za bardzo z tego powodu zachwycony, mówiłem mu przecież, że głodny nie jestem i nie mam ochoty jeść, ale nie chcąc, by było mu przykro uśmiechnąłem się do niego delikatnie i podziękowałem za kolację. Niedługo będziemy mieć jeszcze jedno chore dziecko na głowie, więc w tym momencie nie warto marnować energii na niepotrzebne kłótnie, ponieważ już wkrótce będziemy jej potrzebować bardzo dużo. Właściwe, ja już jej potrzebuję, ale Miki jeszcze dzisiaj będzie mógł sobie wypocząć w nocy.
Do bardzo późnego wieczora Misaki obudziła się jeszcze dwa razy. Za pierwszym razem poprosiła mnie o coś do jedzenia, dlatego przyniosłem jej rosół, który wcześniej przygotowała jej mama. Swoje drogą, Miki strasznie dużo tej zupy nagotował, ale przynajmniej jutro nie będzie musiał stać przy garach, bo obiad wystarczy tylko podgrzać. A za drugim, jak musiała iść do łazienki i jeszcze poprosiła mnie o przyniesienie szklanki wody, co również uczyniłem. Po tym, jak ją uśpiłem kolejnym przeczytaniem rozdziałem książki sprawdziłem, co z jej okładem. Okazał się być już ciepły, dlatego zabrałem go i zszedłem na dół, by znów go ochłodzić. I pewnie w ten sposób będzie wyglądała cała moja noc...
– Położysz się zaraz ze mną? – usłyszałem głos męża, kiedy wszedłem do kuchni. A przepraszam bardzo on czemu nie śpi? Prawie północ dochodziła, przecież powinien od dawna spać...
– Muszę dopilnować, by okłady Misaki były cały czas chłodne – odpowiedziałem mu, uśmiechając się do niego lekko. – Ale ty możesz iść spać, powinieneś zbierać siły, bo Merlin na pewno będzie trochę histeryzował – dodałem, podchodząc do niego, by ucałować go w czoło.
– A nie możemy się zmieniać? Przecież ty także musisz wypocząć – odpadł, przykładając mi się z niemałym zmartwieniem.
– Nie ma to sensu, bo i tak nie uda mi się zasnąć. Dobranoc, Owieczko – na pożegnanie pocałowałem jego usta i wyminąłem go, kierując się na górę. Chociaż, jak już zamierzam długo siedzieć, to może kawę sobie powinienem jakąś zrobić...? Cóż, zrobię ją następnym razem, jak będę znów musiał zmieniać okład, bo na pewno jeszcze czeka mnie tej nocy kilka takich wycieczek.
<Owieczko? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz