Stojąc przez chwilę przy oknie, obserwowałem mojego męża wychodzącego z domu, chyba moje zachowanie źle na niego wpływa, nie powinienem go tak długo męczyć jednak to silniejsze ode mnie, to nie duma to ból i żal za wypowiedziane słowa. Jeszcze nigdy w życiu nie milczałem aż tak długo, gdy chodziło o niego, zawsze w końcu chowałem swoje urazy do kieszeni, wybaczając mu wszystko, jak tylko się dało, ileż jednak mogłem wybaczać? Ileż mogę jeszcze znieść? Czasem mam wrażenie, że Sorey niczego się nie uczy. Wiedząc, że i tak zawsze mu wszystko wybaczę, bo przecież jestem aniołem, a anioły wybaczają zawsze wszystko i może moje myślenie jest błędne, ale czasem tak czuję i chociaż powtarzam sobie w głowie, że tak nie jest za każdym razem i tak uderza we mnie ta sama myśl. To okropne wiem, jednak i ja czasem mogę myśleć, o czym nie do końca dobrym, wyobrażając sobie coś, czego nie ma i nigdy nie było lub miejsca nie miało. A mimo to wybaczam, wybaczam, bo go kocham i tym razem też wybaczę, bo kocham i tak naprawdę nic nie musi dla mnie robić, bo to i tak nie będzie miało znaczenia, jedyne czego chce to, aby zrozumiał, że to mnie bardzo skrzywdziło i zastanowił się, czy ufa mi na tyle, aby wciąż ze mną być bez osądzania mnie o zdrady, które nigdy nie miały miejsca.
Wzdychając ciężko, dopiero po kilku chwilach wróciłem do świata żywych, dostrzegając brak mojego męża za oknem, już poszedł, znikając mi z pola widzenia, zostawiając mnie z synkiem i łaszącą się do mnie kotką.
- Chodź Merlinie, pomożesz mamie zrobić pranie, chociaż do tego się w domu przydam - Zwróciłem się do dziecka, biorąc go ze sobą do łazienki. Ja prałem, a on bawił się na dywaniku, dotrzymując mi towarzystwa. - No i po problemie - Odezwałem się do dziecka, gdy rozwiesiłem pranie na sznurkach, nareszcie coś robiąc. Co prawda, ostatnio nie jestem za bardzo chętny do prac domowych, zostawiając to wszystko na barkach męża, myślę jednak sobie tak teraz, że to nie do końca dobrze, jestem zobowiązany do dbania o dom i dzieci nie mogę więc pozwolić, aby Sorey wszystko robił, bo już i tak czuję się tu niepotrzebny, gdyby nie to, że Merlin ciągle tak bardzo ładnie mojej uwagi w ogóle nie byłbym tu potrzebny, może właśnie dla tego ciągle chce coś ty robić, aby być potrzebnym i doceniany. Bo, mimo że mówię, jak bardzo jestem zmęczony, narzekając na nadmiar pracy. Wiem, że oni to doceniają, a gdy obi to doceniają. Wiem, że jeszcze jestem tu potrzeby.
- Mama chodź, pobaw się - Z moich myśli wyrwał mnie Merlin, który bardzo chciał się bawić, jak więc mógłbym mu odmówić? Nie właśnie nie mógłbym i tak niw mając nic innego dziś do zrobienia, opieka nad synem to moje jedyne ostatnio zadanie. I żeby nie było, lubię to zadanie, jednakże nie wiem sam czy to nie zbyt mało? Może faktycznie tak naprawdę nie jestem im potrzebny, sam już nie wiem..
- Oczywiście chodź - Nie mogąc mu odmówić, chwyciłem go za rączkę, prowadząc do jego pokoju, poświęcając mu uwagę, tak długo, jak tylko moje kochane maleństwo sobie tego życzyło...
<Pasterzyku? C:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz