Westchnąłem cicho na jego słowa, a następnie zerknąłem na mojego męża, na płaczącego syna, od którego krzyku zaczynała mnie boleć głowa, i na kanapkę, w której tkwił cały problem. Następnie wziąłem nóż i tę nieszczęsną kanapkę, po czym pokroiłem ją w kostkę i z powrotem podałem ją Merlinowi, który teraz zaczął jeść bez żadnych problemów, ku zaskoczeniu mojego męża. Może nie spędzam z dziećmi tak dużo czasu, jak ich mama, ale jakieś tam sztuczki znam.
- Więc chodziło tylko o to? – zapytał z niedowierzaniem patrząc, jak chłopczyk bierze do ust kostkę za kostką.
- Bo smaczniejsze jest, kiedy jest pokrojone, prawa? – odezwałem się do synka, który pokiwał energicznie główką, dalej pochłaniając kanapkę. – Spróbuj kiedyś pokroić właśnie w kostkę i ułożyć w jakiś kształt. Zje szybciej, niż zauważysz – zwróciłem się do męża, uśmiechając się do niego łagodnie. – Misaki już wstała? – dopytałem, dopiero teraz zwracając uwagę na to, że mojej księżniczki nie ma w pobliżu.
- Skoro jej tu nie ma, to chyba nie. Obudziłem się stosunkowo niedawno, więc nie wiem, jeszcze do niej nie zaglądałem, najpierw postanowiłem się zając naszym małym wyjcem – przyznał, cichutko wzdychając i siadając na krześle, chyba będąc jeszcze trochę zmęczonym. Nie tylko on, ja też miałem ochotę jeszcze wrócić do łóżka i zmrużyć oczy na chwilę, no ale trzeba było teraz zająć dzieci, które po drzemce tak szybko nie zasną. W przeciwieństwie do nas...
- Zajmę się dziećmi, a ty może wrócisz do łóżka, co ty na to? – zaproponowałem, podchodząc do krzesła, na którym siedział, i zacząłem powolutku rozmasowywać jego mięśnie, które tak trochę były spięte. Pewnie nie wypoczywał wtedy, kiedy powinien i za bardzo się mną przejmował, i teraz czuje tego skutki. No ale nie, w końcu to ja powinienem odpoczywać, bo tak mi medyk rozkazał.
- Nie muszę się kłaść, nie jestem zmęczony, to ty miałeś odpoczywać, pamiętasz? – przypomniał mi, odchylając głowę do tyłu, by móc na mnie spojrzeć. – Jak już ktoś ma wrócić do łóżka, to ty, ale najpierw zrobię ci coś do jedzenia i picia. Co byś chciał? – zapytał, nagle podnosząc się na równe nogi.
- Chcę mojego męża w łóżku – powiedziałem całkowicie poważnie, podchodząc do Merlina ze ściereczką, by wytrzeć masło z jego buzi. W końcu nie byłby sobą, gdyby się nie ubrudził.
- Na to jeszcze przyjdzie pora, a teraz dostaniesz kanapkę. I herbatę z cytryną. Póki ci się nie polepszy, nie będę ci dawał kawy – oznajmił mi, co mi się nie do końca podobało. Przeprasza bardzo, ale czemu nie będę dostawał kawy? Z jakiej racji? Przecież to nie przez kawę wylądowałem w szpitalu...
Coś tam cicho poburczałem pod nosem, biorąc na ręce syna, który wyciągał ręce w moją stronę ewidentnie chcąc bym go do siebie wziął. Normalnie bym się z tego nawet cieszył, no ale Merlin był troszkę ciężki. A przynajmniej tak mi się wydawało w tym momencie, no ale nie ma co się temu dziwić, Merlin rośnie z dnia na dzień, a jak rośnie, to także jego waga wzrasta, bo to na pewno nie przez to, że jestem osłabiony...
- Merlinie, daj tacie spokój, tata teraz musi dużo odpoczywać, a nie się z tobą bawić – odezwał się Mikleo, kiedy Merlin powiedział, że chce się pobawić. Pewnie bym trochę oponował, gdyby t było jakieś rysowanie, malowanie, czy coś właśnie takiego spokojniejszego, ale on chciał się pobawić w berka. Nie za bardzo miałem siłę na takie rzeczy.
- Ale ja chce się pobawić w berka – wyburczał i zaczął płakać.
- Pobawimy się w berka jutro, teraz jest na to za późno, musisz się iść myć i spać – wyjaśniłem spokojnie, siadając na krześle z ciężkim westchnięciem. Dopiero co przeszedł mi jeden ból głowy, a rozpoczął się kolejny... czemu akurat teraz zechciał pobawić się w berka? Ledwo go na ręce potrafiłem wziąć, a co dopiero ganiać się z nim po całym domu...
<Owieczko? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz