piątek, 2 grudnia 2022

Od Soreya CD Mikleo

 Jego słowa zdecydowanie bardzo mnie ucieszyły, chociaż jeżeli miałby tak codziennie o takich porach, to chyba bym mu szybko zszedł. Tyle dobrego, że dzisiaj wrócił całkiem szybko, sądziłem, że to zajmie mu nieco dłużej, no ale nie będę narzekał. Jutro będzie nowy dzień, będzie jasno, więc sobie będzie mógł iść na tak długi spacer, jak tylko będzie chciał, byleby tylko nie za długi, bo nie wiem, czy dam sobie radę z nieznośnym dzieckiem, które bardzo będzie chciało spędzić cały swój czas z ukochaną mamusią. Chyba, że Mikleo wybrałby się na spacer z młodym, to też nie byłby taki głupi pomysł...  no ale oczywiście wszystko będzie zależało od ojej Owieczki, ja tu jestem tylko po to, by mu usługiwać i sprawić, by czuł się tutaj jak najlepiej. 
- Tylko następnym razem wychodź jak słońce będzie na niebie, to jest znacznie bardziej bezpieczne – poprosiłem, gładząc go po policzku. 
- Dobrze, będę wychodzić za dnia, to był jeden jedyny raz – obiecał, ale ja niezbyt mu uwierzyłem. Pewnie jeszcze nie raz wyjdzie na dwór wieczorem, ale najważniejsze, by nie spędzał tam za dużo czasu. 
- O tym się jeszcze przekonamy – powiedziałem, cicho wzdychając. – Chodź, przygotuję ci gorącą kąpiel, musisz się odstresować – poprosiłem, chwytając jego dłoń i ciągnąc go do łazienki. 
- Ale ja już jestem odstresowany – powiedział, ale pomimo tego grzecznie pozwolił mi się zaprowadzić do pomieszczenia z balią. 
- Ale gorącej kąpieli się nie odmawia – odparłem i w tym samym momencie nasz syn głośno zaczął nawoływać mamę. No i tyle by było z naszej kąpieli, a zapowiadała się taka miła kąpiel... Merlin to dopiero miał wyczucie czasu. – No cudnie – burknąłem, niezadowolony z powodu tego, co się właśnie stało. 
- Trochę go pobawię, nakarmię i znów pójdzie spać, po całym dniu na zamku musi być dzisiaj strasznie zmęczony – troszkę mnie uspokoił i stanął na palcach, by ucałować mnie w usta. 
Mikleo poszedł do naszego syna, a mnie nie pozostało nic innego jak tylko zejść na dół i... i no właśnie co? Posprzątać nie posprzątam, bo przecież było całkiem czysto, głodny też nie byłem, zwierzaki też były najedzone. Jedyne co zrobiłem, to wpuściłem Cosmo, który trochę głośno domagał się wpuszczenia do domu. Jako, że miał dzisiejszą noc spędzić w domu, to musiałem go najpierw porządnie wytrzeć, by mi nie ubrudził zaraz całego domu, a po tym zająłem się czesaniem jego sierści, by także nie zostawiał jej jakoś specjalnie wszędzie za dużo. A kiedy zajmę się nim, będę musiał zająć się naszym kochanym kotkiem, który aktualnie przyglądał się temu co robię, leżąc na oparciu kanapy. I pomyśleć, że Miki tak jej z początku nie lubił... chociaż, Lucjusza przeżywał zdecydowanie bardziej. Nadal nie jestem do końca pewien, jakim cudem się dogadali. 
- I gotowe, Merlin śpi i już jestem wolny – usłyszałem za sobą. Zaskoczyło mnie to trochę, więc Mikleo zdążył zabawić Merlina i jeszcze raz położyć go do łóżka, a ja nie jestem nawet w połowie czesania psa... ile on ma tej sierści? Ja wiem, że jest dosyć puchaty, no ale ileż można go czesać... – A co to za piękny przystojniak? – dopytał, ewidentnie zwracając się do psa, i podrapał go za uchem, co zwierzakowi się ewidentnie spodobało, a mi już nie do końca. 
- Nie przesadzasz aby? To tylko zwykły pies – burknąłem, odrobinkę niezadowolony z tego, że mój mąż poświęca większą uwagę psu niż mnie. 
- Nie zwykły, a przepiękny. Nie ma drugiego takiego przystojniaka na świecie, prawda? – wyszczerzył się do psa, zaczynając go drapać po szyi. 
- A ja to co? – bąknąłem, czując się odrobinkę jak duch w tym wszystkim. W końcu dbam, by ten pies jakoś się prezentował i przez to zgarnia wszystkie pochwały, a ja zostaję w tym wszystkim pominięty...

<Miki? :3>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz