piątek, 23 grudnia 2022

Od Mikleo CD Soreya

 Bylem szczęśliwy, szczęśliwy jak jeszcze nigdy dotąd, mając od razu jakoś tak bardziej ochotę na przybicie piątki głową z drzwiami przy których stałem.
- Jeśli odmówimy, oni po nas przyjadą prawda? - Zadałem bardzo ważne pytanie, patrząc na twarz kobiety, która kiwnęła twierdząco głową. Cudownie w takim razie odmówić nie możemy i za co to wszytko? Chciałem tylko spędzić miło czas z mężem, czy zawsze, gdy mam ochotę na coś więcej, ktoś musi nam przeszkadzać? - W porządku, skoro i tak nie mamy wyjścia - Zgodziłem się zrezygnowany, mając może i mylne wrażenie o tym, że Arthur robi to wszystko specjalnie a by spotkać się ze mną i nie uważam, że jestem pępkiem świata, dla tego robi to specjalnie, jednakże coś tak czuję, że ma to znaczenie, większe niż innym mógłby się wydawać.
- W porządku, w takim razie zapraszam za kilka minut do Arthura - Po tych słowach kobieta wyszła, a ja mruknąłem pod nosem wiele słów, których wypowiadać jako anioł nie powinienem.
- A mówiłem, żeby udawać, że nas nie ma - Mruknąłem, obrażony nie na męża a na całą tę nieszczęsną sytuację, która miała przed chwilą miejsce.
- Gdybym wiedział, na pewno byśmy to zignorowali - Przyznał, siadając obok mnie, delikatnie przytulając do siebie co i ja uczyniłem, chociaż odrobinkę się przy nim uspokajając.
Trwałem tak grzecznie jeszcze kilka minut, nim wstałem z łóżka, ciągnąc za sobą męża, który również nie miał ochoty na to spotkanie. Niestety jak już musimy, to musimy, lepiej nie zmuszać Zaceida do przyjścia tu po nas, on i plotki to coś, czego zdecydowanie chcieliśmy uniknąć.
Spotkanie mające na celu wszystkich rozluźnić mnie osobiście jedynie bardziej drażniło, nie miałem ochoty na głupi imprezy, na których jeszcze znajdowały się inne bardzo irytujące mnie serafiny.
Nie miałem już siły ani ochoty na znoszenie głupich tekstów obu wrednych serafinów, bez informowania kogokolwiek o tym wyszedłem z pokoju Arthura, idąc na zewnątrz, świeże powietrze zawsze pozwalało mi myślę i odrobinkę się wyciszyć, a to w tej chwili naprawdę było mi bardzo potrzebne.
- Mikleo wszystko w porządku? - Słysząc głos pasterza, westchnąłem cicho, jeszcze on był mi tu potrzebny.
- Oczywiście - Odpowiedziałem krótko, nie mając ochoty na rozmowę, co widać było po każdym moim ruchu i słowie.
- Rozumiem, chciałbyś porozmawiać o demonie? - Na to kolejne pytanie zmrużyłem oczy, nie rozumiejąc po co, chce o tym rozmawiać, to nie jego sprawa, nie jego jestem aniołem, dlatego nie on powinien się tym przejmować.
- Nic mi nie jest i nie chce o tym rozmawiać - Przyznałem, wzruszając przy tym ramionami.
- Martwię się o ciebie - Przyznał, kładąc dłoń na moim policzku.
- Nie musisz - Mruknąłem, okazując mu swoje niezadowolenie, odwracając jego dłoń.
- Oj daj spokój, przecież ktoś musi się o ciebie martwić - Wyszeptał i nim zdążyłem zareagować, jego usta dotknęły moich ust, wprowadzając mnie w osłupienie.
Co więcej, na jego nieszczęście przed gospodą pojawił się mój mąż odciągający go ode mnie, mój panie co temu człowiekowi odbiło? Sam prosi się o konsekwencję swojego zachowania, którego wolałbym, aby uniknął, nie tolerując przemocy.

<Pasterzyku? C:>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz