Przebudziłem się bardzo wcześnie rano, odwracając na drugi bok, dopiero po chwili dostrzegając brak córki i męża w łóżku. Odrobinę tym zdziwiony spojrzałem na wielki zegar, nie rozumiejąc, dlaczego już wstali, było za wcześnie na szkołę, a więc gdzie są? Mimo wszystko zmartwiony wstałem z łóżka, idąc do pokoju córki, Misaki spala jak zabita, a więc na pewno nie była jeszcze wybudzona ze snu, a więc gdzie jest Sorey? Zaciekawiony jego nieobecnością zszedłem powoli na dół, cicho wzdychając, no tak Sorey śpi na kanapie, nie chcąc spać ze mną a wszystko to z powodu naszej kłótni, która się między nami wywiązała. Ja rozumiem, że jest mu głupio i słusznie jednak żeby spać na kanapie? Jak sobie tam chce.
Nie mówiąc ani słowa wróciłem do sypialni, wciąż nie mając ochotę na rozmowę, co jak co ale zasługuje sobie na moje milczenie.
Kolejne następne dni mijały nam w milczeniu, ja nie mówiłem nic do niego, a on nic do mnie zajmując się dziećmi, które potrzebowały naszej obecności, nie mówiąc już o Misaki która ciągle pragnęła obecności swojego tatusia, nie specjalnie nawet chcąc iść do szkoły, mimo że wiedziała o konsekwencjach, niechodzenia do szkoły dla tego mimo niechęci chodziła, nie mając wyjścia. Sorey jej nie odpiścił, zaprowadzając dziennie do szkoły.
- Chcesz może jakiś słodki napój? - Sorey chcący najwidoczniej zamienić ze mną jakieś słowo mając chyba dość milczenia z mojej strony.
Nim w ogóle coś powiedziałem, musiałem się zastanawiać czy w ogóle chce z nim rozmawiać, z jednej strony wciąż mając żal o słowa, które wypowiedział w dzień naszej kłótni, a z drugiej nie chcąc, aby wciąż spał na kanapie widząc, jak strasznie się męczy, z powodu mojego ciągłego milczenia.
- Nie chce - Odpowiedziałem krótko, karmiąc naszego syna, nie chcąc, aby wszystko wokół było brudne, mając już dość ciągle sprzątania po jego posiłkach.
- Miki przepraszam, ja.. Nie to miałem na myśli - Odparł, nie wiem, co chcąc wskórać tymi słowami, jeśli już bardzo chce mnie przepraszać, niech się bardziej postara, same słowa niewiele mi da, już mnie przepraszał, ale to nie wystarczy nie tym razem.
- Sorey, przepraszam, nic tu nie da, to co powiedziałeś, bardzo mnie zabolało i jeśli chcesz, abym ci wybaczył, musisz się postarać - Powiedziałem spokojnie, nawet na niego nie patrząc.
- Oczywiście, zrobię co tylko zechcesz, tylko powiedz mi co - Na jego słowa pokręciłem głową, nie mając zamiaru mu tak życia ułatwiać, jeśli chce się postarać, niech się postara, ale bez mojej pomocy, niech mnie zaskoczy, a kto wie, może wtedy mu wybaczę.
- Musisz sam na to wpaść, tym razem ci nie pomogę - Przyznałem, zabierając pustą miskę po jedzeniu synka, kończąc rozmowę i tak już się do niego odezwałem, ułatwiając mu życie, bardziej robić tego nie będę nie tym razem.
Sorey kiwnął głową, zabierając ode mnie talerz, po jedzeniu syna zaczynając go myć, nic więcej nie mówiąc, najwidoczniej rozumiejąc mój brak chęci do rozmowy, która była zadłużona niech i tak się cieszy z krótkiej rozmowy, na którą nie chciałem sobie przedtem pozwolić, mimo wszytko nie potrafiąc być na niego tak wściekłym, aby nie odezwać się, gdy zadaje mi pytanie.
<Pasterzyku? C:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz