niedziela, 25 grudnia 2022

Od Mikleo CD Soreya

 Zajmując się Merlinem, zwróciłem uwagę na moją małą córeczkę, która poprosiła mnie o odgrzanie jej obiadu, czego nie mogłem zignorować, od razu idąc do kuchni, gdzie zabrałem się do pracy, zwracając również uwagę na męża śpiącego na kanapie, do którego podszedłem od razu po odgrzaniu córce posiłku.
- Sorey? Idź położyć się do sypialni - Odezwałem się, delikatnie go szturchając, uciszając psa, który przez cały czas głodno szczekał trochę mnie tym już denerwujący.
- Sorey? - Powtórzyłem widząc, że nie reaguje, cicho wzdychając, najwidoczniej jest bardzo zmęczony, no nic dam mu spokój spróbuję za godzinę lub dwie niech odpocznie, ostatnio naprawdę dużo robił, gdy ja cóż ostatnio nie specjalnie się popisałem jak mąż i rodzic za bardzo się złoszcząc, a za mało myśląc o rodzinie.
- Mamo czy z tatą, aby na pewno wszystko w porządku? - Zapytała zmartwiona Misaki, stojąca w progu kuchni.
- Oczywiście skarbie, nic tacie nie jest, nie musisz się martwić, zajmę się tatusiem - Obiecałem, głaszcząc ją po głowie.
- I nie będziesz już na tatusia się gniewać? - Na te słowa lekko się zmartwiłem, nie chciałem, aby nasze dzieci były wciągane w nasze konflikty, to sprawa między mną a ich tatą nie powinny nigdy wiedzieć, że coś jest nie tak.
- Nie będę, obiecuję - Odpowiedziałem, od razu czując się źle z powodu mojej złość, bo może i była zasłużona, jednak nie powinna być zauważalna przez dzieci. - A teraz chodź. Zjedz, tatuś się postarał dla ciebie - Dodałem, uśmiechając się do dzieci, Misaki na szczęście nie zadawała więcej pytań, idąc do stołu, grzecznie zabierając się za jedzenie swojego obiadu.
Przez następne kilka godzin zajmowałem się dziećmi, od czasu do czasu starając się wybudzić męża ze snu, co wciąż mi nie wychodziło. I o ile na początku się tym nie przejmowałem, wiedząc jak bardzo jest zmęczony, z czasem zacząłem czuć niepokój, coś było nie tak, on nigdy nie spał tak długo i tak twardo, co się dzieje? Mój panie co się z nim dzieje? Zmartwiony nie mając już innego wyjścia, musiałem zabrać ze sobą dzieci, idąc po medyka do szpitala, którego poprosiłem o wizytę, bojąc się o męża i słusznie, bo gdy tylko się zjawili, zdecydowali się na zabranie męża do szpitala, informując mnie o śpiące, w którą wpadł Sorey. Tylko dlaczego? Co się stało? Tak nagle? Mój panie co się z nim dzieje.
Nie mogąc pozostawić go samego w szpitalu, zaprowadziłem nasze maluchy do Alishy która na moje szczęście zgodziła się zostać z naszymi dziećmi, za co byłem jej bardzo wdzięczny, tłumacząc Misaki, że musi być grzeczna, nie sprawiając cioci kłopotu, nim pożegnałem się z dziećmi, musząc iść do męża, który leżał w szpitalu, nie dając żadnych oznak życia, martwiąc nie tylko mnie, ale i medyków, którzy nie wiedzieli, jak mają mu w tym momencie pomóc, podając mu tylko specjalnie zioła, kontrolując stan jego zdrowia.
- Sorey co się z tobą dzieje? Dlaczego nic mi nie powiedziałeś? Przecież bym ci pomógł, wiesz o tym doskonale, a mimo to nie chcesz mi nic mówić. To z powodu mojej złości? Gdybym tylko wiedział, że coś ci jest, od razu bym zareagował, przepraszam, nie chciałem, aby tak się to skończyło - Mówiłem do niego tak, jakby miał mnie usłyszeć, a może i słyszy, bo jeśli tak jest, to może przynajmniej wie, że jestem tu przy nim i martwię się o niego jak o nikogo innego...

<Pasterzyku? C:>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz