Nie byłem zbytnio zachwycony jego historią, w końcu zbyt bardzo mnie wyidealizował w jego wersji, a idealny nie byłem, nie jestem i nigdy nie byłem, a przez to wszystko Misaki jeszcze bardziej uważa mnie za bohatera, co już w ogóle głupotą było. Dodatkowo, im bardziej będę się zapierał, tym bardziej Misaki będzie w to wierzyć, bo przecież robię to dlatego, że taki skromny jestem...
- Przypisałeś mi za wielkie zasługi – bąknąłem, opierając głowę o oparcie kanapy i przymykając na chwilę oczy.
Byłem tak strasznie śpiący... i w sumie nawet trochę głodny, w końcu nic dzisiaj nie jadłem, ale w tym momencie nie było za bardzo możliwe to, by ten głód zaspokoić. Merlin spał wtulony w moją klatkę piersiową, co już w ogóle dziwiło mnie najbardziej, a Misaki spała z drugiej strony, więc jakikolwiek ruch z mojej strony w tym momencie byłby bardzo ryzykowny. Mój żołądek z pewnością wytrzyma jeszcze troszkę, w końcu nie raz musiałem wytrzymywać bez jedzenia naprawdę długie dni, więc co to dla mnie kilka godzin.
- Nie, po prostu ty nie potrafisz dostrzec, jak wiele dobrego uczyniłeś – odpowiedział, uśmiechając się do mnie delikatnie. Znaczy, chyba się uśmiechał, bo go nie widziałem, gdyż miałem zamknięte oczy, ale wyczułem to z jego wypowiedzi.
- Nie jestem do końca przekonany, czy zamienienie ciebie w smoka czy uwięzienie Lailah w mieczu było dobrym czynem – odparłem, cicho wzdychając.
- Minęło tyle lat, a ty nadal się o to obwiniasz? – usłyszałem w jego głośnie niedowierzanie, co lekko mnie zaskoczyło. On najlepiej ze wszystkich znał wagę moich grzechów, w końcu to on najczęściej przyjmował na siebie ciosy i gniew tego złego ja.
- A jak bym nie mógł siebie obwiniać? Robiłem okropne rzeczy, które nigdy nie powinny mi zostać wybaczone – wymamrotałem, otwierając zmęczone oczy. Im dłużej tutaj siedziałem, pod tym ciepłym kocykiem i z równie ciepłymi dziećmi przytulonymi do mnie, tym bardziej chciało mi się spać. A nie powinienem, kuchnia wymagała ogarnięcia większego, niż pozmywanie naczyń. Poza tym, dzisiaj już spałem, więc mi już na dzisiaj wystarczy, teraz muszę trochę pomóc Mikleo.
- Jesteś dla siebie zdecydowanie za surowy, słońce. Powinieneś trochę sobie odpuścić i zacząć żyć teraźniejszością. A jak nie chcesz tego robić dla siebie, zrób to dla dzieci – poprosił mnie, gładząc mnie po policzku, który swoją drogą nie był ogolony, muszę w końcu ogarnąć twarz. Czemu te włosy muszą mi tak szybko rosnąć...? Jak Miki miał dobrze, że nie musiał się martwić o takie rzeczy. On w sumie w ogóle nie musiał się o nic martwić, bo zawsze będzie piękny i słodziutki.
- Będę tak myślał dopiero wtedy, jak ty zaczniesz siebie uważać za słodziutka i piękną Owieczkę – powiedziałem, siląc się na delikatny uśmiech i walcząc ze zmęczeniem.
- Coś cię dzisiaj humor trzyma, co? – pokręcił sceptycznie głową. – Zdrzemnij się na moment, widzę, że ledwo ze mną rozmawiasz.
- Nie chcę spać, już spałem, teraz więc muszę ci pomóc – bąknąłem, pusząc niezadowolony swoje policzki.
- A jak chcesz niby wstać? Jak obudzisz Merlina, będzie jeszcze bardziej nieznośny niż zazwyczaj. Skorzystaj wiec z okazji i zdrzemnij się troszeczkę, mój bohaterze – odparł, wstając z kanapy, a przed zniknięciem w kuchni pocałował mnie w policzek. Cóż, teraz przynajmniej wstanę, jak dzieciaki się obudzą, bo nie ma bata, bym się nie obudził, kiedy śpię obok nich. Oby mnie tylko plecy nie bolały, bo spanie w takiej pozycji nigdy nie kończyło się dla mnie dobrze...
<Owieczko? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz